jarbla prowadzi tutaj blog rowerowy

jarbla

Wpisy archiwalne w kategorii

Szlaki rowerowe

Dystans całkowity:5067.41 km (w terenie 1289.35 km; 25.44%)
Czas w ruchu:291:51
Średnia prędkość:17.36 km/h
Maksymalna prędkość:56.65 km/h
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:105.57 km i 6h 04m
Więcej statystyk

GreenVelo, etap II (12)

d a n e w y j a z d u 78.79 km 20.00 km teren 05:08 h Pr.śr.:15.35 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Czwartek, 24 sierpnia 2017 | dodano: 13.01.2018

Ostatni dzień wielkiej przygody. Z jednej strony odczuwałem satysfakcję iż udało mi się, mimo wszystkich przeciwności, przejechać CAŁY szlak Green Velo. Z drugiej strony towarzyszyło uczucie nostalgii, że coś się kończy. Przyzwyczaiłem się do codziennej jazdy rowerem i mimo wszystko było szkoda, że to już koniec.

Szybko spakowałem się i ruszyłem w drogę. Niedługo później dojechałem do Kadyn, które w sezonie są na ogół oblegane są przez turystów. Znajduje się tam plaża, na której umieszczono parasolki, zarówno w stylu tropikalnym, jak i z logo znanego piwa. Gdy tam dotarłem nie było nikogo. Byłem absolutnie sam. Porobiłem kilka zdjęć a następnie udałem się do opuszczonego portu rybackiego, który był w stanie ruiny. Ale na swój sposób było to klimatyczne miejsce. Dopiero gdy odjeżdżałem pojawiły się dwie osoby.

Przed samym Elblągiem rozpoczęły się solidne wzniesienia. Najpierw mozolnie się na nie wspinałem, a później z wielką frajdą zjeżdżałem ze znaczną prędkością. 

Poprzedniego dnia rozmyślałem o wariantach powrotu do domu. Ponieważ internetowa wyszukiwarka połączeń kolejowych nie znalazła bezpośredniego połączenia dla osoby z rowerem pomiędzy Elblągiem a Warszawą, zadecydowałem, że pojadę do Malborka i tam wsiądę do pociągu. Wolałem przepedałować dodatkowe ~30 kilometrów niż się przesiadać między pociągami z rowerem i tobołkami.

Myślałem również o serii zdjęć na końcowym znaku Green Velo w Elblągu. W myślach rozważałem, żeby wybrane zdjęcie połączyć z ze zdjęciem z pierwszego znaku z Końskich. Dwa krańce szlaku, dzielące prawie 1900km, a ja to wszystko przejechałem. Życie jednak mocno zrewidowało te plany...

 Dotarłem do Elbląga. Powoli przejeżdżałem przez miasto oglądając charakterystyczne obiekty. W pewnym momencie stwierdziłem, że zgodnie z tym co pokazuje oficjalna mapa Grren Velo szlak już się skończył. Mimo to oznaczenia nadal wskazywały kierunek jazdy. Nie zgadzało mi się to z tym co widziałem na mapie. Pomimo tego jechałem dalej drogą wzdłuż lewej strony kanału portowego (patrząc na północ). Mało tego, po drodze minąłem MOR, w miejscu w którym - według mapy - już nie powinno być szlaku. Jechałem dalej według oznaczeń i wszystko to mi coraz mniej się podobało. Zatrzymałem się i na telefonie zacząłem szukać informacji. Dopiero na którejś z kolei stronie wyczytałem, że szlak nie kończy się w Elblągu lecz w...  Kępinach Wielkich. Cały mój plan na dzisiejszy dzień runął. W tym momencie powinien już być w drodze do Malborka, a tera musiałem się zastanawiać co dalej robić. Ostatecznie stwierdziłem, że skoro tyle trasy przejechalem, to jadę dalej zgodnie z oznaczeniami. Rozważania w kwestii dalszego postępowania zostawiłem na później.

 Przypomniały mi się słowa krytyki jakie czytałem kiedyś o wyborze Końskich jako punktu startowego/końcowego szlaku. Główny zarzut polegał na tym, że nie jest to ważny ośrodek komunikacyjny i ciężko się tam dostać/wydostać, zwłaszcza rowerem z bagażami. Mając na uwadze te zarzuty, jak oceniać jakieś Kępiny Wielkie, przy których Końskie były metropolią? :-)

Dojechałem do końca Elbląga. Tam natrafiłem na znak "koniec szlaku" ze strzałką wskazującą jazdę na wprost. Wcześniej był znak, że trzeba wjechać na wał przeciwpowodziowy, oraz potwierdzenia szlaku na samym wale. Problem polegał na tym, że na ten wał nie dało się za bardzo wjechać. Zsiadłem z roweru i wtaszczyłem go na górę. Było to zaskoczenie, bowiem do tej pory takie rzeczy na Green Velo się nie zdarzały. Znalazłem się na wale a tam... trawa po kolana. Nie wiem czy była chociaż raz koszona w tym roku, w ogóle miałem wątpliwości, czy ktokolwiek w tym roku jechał rowerem w tym miejscu. Mimo to podążałem dalej ale nie ujrzałem już jakichkolwiek znaków. Dojechałem do rozgałęzień wału jak i przecinającej go drogi szutrowej ale oznaczeń dalej nie było. Objechałem po kawałku każdy potencjalny możliwy fragment trasy i dalej na nic nie natrafiłem. Stwierdziłem, że przejechałem cały OZNACZONY szlak Green Velo, zaś odcinek między Elblągiem a Kępinami Wielkimi jest nieoznaczony. Zjechałem na drogę do Elbląga (kto jechałby niewygodnym wałem, gdy trzy metry obok wiedzie wygodna asfaltowa droga?) licząc, że może na niej będą oznaczenia (mimo, że wcześniej jeden ze znaków nakazywał jazdę wałem). 

Wracając się do Elbląga stwierdziłem, że na tym kończę przygodę z GV. Prawdopodobnie przejechałem cały oznaczony szlak, a nieoznaczone fragmenty mnie nie interesują. Wtedy z na przeciwka pojawił się rowerzysta z sakwami. którego zatrzymałem. Mówił, że też jedzie wzdłuż Green Velo, dziennie pokonuje około 180km, i jeszcze tego samego dnia chce dotrzeć do Gdańska. Powiedziałem mu, że dalej nie ma żadnych oznaczeń, co skwitował, że widać szlak jest źle oznaczony. Rozdzieliliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę.

Straciłem sporo czasu wobec czego do Malborka popedałowałem najkrótszą trasą, czyli drogą krajową numer 22. Zważywszy na fakt, że nie ma tam poboczy było to przejazd dostarczających sporo wrażeń, niekoniecznie pozytywnych. :-)

Na dworcu kolejowym udało mi się kupić bilet do Legionowa w dosyć komicznych okolicznościach, z jednej strony z powodu niedomagającego głośniczka, z drugiej ze względu na to co mówiła kasjerka. Głośniczek najpierw przerywał, więc musiałem prosić kilkukrotnie o powtórzenie słów, zanim zrozumiałem co szanowna pani wypowiedziała. Na koniec już nic nie mówiła, tylko długopisem pokazywała, to na wystukaną cenę, to na jakieś napisy. Niestety na najbliższe pociągi musiałem poczekać kilka godzin. Pani proponowała pociąg słoneczny, w którym  miało być multum miejsc na rowery. Dwadzieścia minut wcześniej miał być pociąg, który oferował tylko kilka takich miejsc ale mnie zniechęcała do tego pociągu i mówiła, ze nie wie czy są tam wolne miejsca. Uczyniła to dopiero na moją zdecydowaną prośbę. Gdy okazało się, że są wolne miejsca, bez wahania wybrałem wcześniejszy skład - zawsze to lepiej być dwadzieścia minut wcześniej niż później.

Na dworcu przebywało również rowerowe małżeństwo z sakwami. Porozmawiałem chwilę z mężczyzną o ich wyprawie. Oni czekali na pociąg słoneczny. Przyjechał mój pociąg, wagon kolejowy okazał się prawie pusty. Oprócz mojego roweru, były w nim tylko jeszcze dwa bicykle. W przedziale siedziałem z dwójką osób (to chyba były ich rowery), która stale spała. Albo obydwoje na raz, albo  jedno z nich. W czasie całej podróży nie zamieniłem z nimi ani jednego słowa. :-) Pociąg jechał dziwacznie, często miał postoje. W pewnym momencie dogonił nas pociąg słoneczny, tak, że gdy my opuszczaliśmy jakąś stację, to on właśnie na nią wjeżdżał. Później my mieliśmy dłuższe postoje i pociąg słoneczny nas wyprzedził. Ciężko dopatrzyć się logiki w funkcjonowaniu polskich kolei... 

Zamiast w Legionowie wysiadłem w Nowym Dworze Mazowieckim i stamtąd, już w kompletnych ciemnościach, pojechałem do domu. To był ostateczny koniec mojej przygody z Green Velo.

=========================

Porównując rok 2016 do 2017, wydaje się, że Green Velo cieszy się coraz większą popularnością. Zwłaszcza na Lubelszczyźnie było to szczególnie widoczne. Na północ od Terespola rowerzystów-sakwiarzy było multum. W 2016 dojeżdżając do Terespola od strony południowej cyklistów było znacznie mniej. Porównując rok do roku jest zauważalny wzrost popularności. Również znacznie częściej spotykałem obcokrajowców, zaskakująco często było słychać język francuski. W poprzednim roku chyba nie natrafiłem na ani jednego obcokrajowca. Widać, że zwłaszcza na Warmii spora część rowerowych turystów nie trzyma się bezpośrednio szlaku i wybiera sobie wygodniejsze drogi. Mimo wielu mankamentów polecam przejechanie Green Velo bo to fajna przygoda. Tylko proponuję poświęcić wcześniej trochę czasu na rozeznanie warunków panujących na trasie aby nie dać się zaskoczyć np. z brakiem noclegów lub sklepów spożywczych po drodze, stanem nawierzchni (zwłaszcza po opadach) i tym podobnymi sprawami.


Rzeźba w Tolkmicku.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Tolkmicko.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Zalew Wiślany.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Plaża w Kadynach.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Kadyny c. d..
Green Velo
Green Velo © jarbla


Kadyny c. d..
Green Velo
Green Velo © jarbla


Kadyny.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Kadyny.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Stary zdezelowany port w Kadynach.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Kadyny i Zalew Wiślany.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Kadyny i Zalew Wiślany.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Kadyny.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Elbląg.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Elbląg.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Elbląg.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Elbląg.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Elbląg.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Elbląg.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Elbląg. Akurat była dwunasta, więc miałem okazję wysłuchać bicia dzwonów.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Statek "Tanais". Chyba jedyny morski statek, który w miarę regularnie kursuje między Elblągiem a Gdańskiem i portami niemieckimi.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Statek rzeczny "Pingwin", który przybył do Elbląga z drugiej strony, wykorzystując śródlądowe drogi wodne (w tym pochylnie Kanału Elbląskiego) z Ostródy.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Pasażerów można było policzyć na pacach jedne ręki. Z perspektywy czasu, myślę, że zrobiłem błąd nie wybierając tego środka transportu. Dzisiaj, będąc w Elblągu, popłynąłbym statkiem do Ostródy, a stamtąd rowerem do domu. Mając na uwadze małe obłożenie (wina niskiej temperatury) chyba nie protestowaliby przeciw mojemu rowerkowi.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Granica Elbląga. Oznaczenia Green Velo nakazywału jazdę niewygodną koroną wału, podczas gdy obok wiodła sympatyczna droga. To były ostatnie oznaczenia szlaku jakie widziałem.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Ostatnie oznaczenia Green Velo, w tym znak "koniec trasy" ze strzałką. Do kadru nie załapał się jeszcze jeden znak nakazujący wjazd na wał.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Dworzec w Malborku.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Malbork.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Czekając na pociąg zrobiłem zdjęcie mapy. Widać wyraźnie, że według tego źródła koniec ma miejsce w Elblągu.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Połowa wagonu rowerowego tylko dla mnie.
Green Velo
Green Velo © jarbla

W drugiej połowie dwa inne rowerki.
Green Velo
Green Velo © jarbla









Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (11)

d a n e w y j a z d u 83.69 km 35.00 km teren 06:50 h Pr.śr.:12.25 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Środa, 23 sierpnia 2017 | dodano: 13.01.2018

Lało.

Patrzyłem przez okno i nie wyglądało to ciekawie. Dłużej poleżałem w łóżku, a później niemrawo zacząłem się pakować. Gdy kończyłem się ogarniać deszcz ustał. Wyprowadziłem rower na zewnątrz a następnie zacząłem mocować sakwy. Gdy to kończyłem znowu rozpadało się. Stałem pod hotelowym dachem i czekałem. Po dwudziestu minutach intensywność opadu spadła do małego kapuśniaczka. Wtedy wyruszyłem. 

Po kilku minutach deszcz ustal całkiem i miałem nadzieję, że to już koniec na dzisiaj. Jednak już kilka kilometrów za Pieniężnem znowu się rozpadało. Zatrzymałem się na drodze akurat na wprost domku z ogródkiem. Gdy wyciągałem z sakwy pelerynę przeciwdeszczową, pan zza ogrodzenia krzyknął, że kilkadziesiąt metrów dalej mam MOR. Nie zwlekając ani chwili od razu tam popedałowałem. Przesiedziałem pod wiatą kilkadziesiąt minut zanim mogłem znowu wyruszyć. 

Większość budynków sprawiała smętne wrażenie. Widać było, że lata chwały mają za sobą. Nie remontowane popadały w kiepski stan, mimo iż wszystko wskazywało, że nadal mieszkają w nich ludzie.  

W Pakoszach minąłem skrzyżowanie słynne na całą Polskę, które - gdyby trzymać się oznaczeń Green Velo - trzeba było objechać dookoła aby później skierować się na wprost. Przejechałem je, myślę, że jak większość rowerzystów, na wprost. Niedługo potem znowu zaczęło lać. Tym razem nie miałem gdzie się schować więc pedałowałem dalej. Korpus zabezpieczony przeciwdeszczową peleryną pozostał suchy ale spodnie, buty i czapka przesiąkły do cna.

Dojeżdżając do Braniewa byłem już w miarę suchy. Wprawdzie było chłodnawo ale silny wiatr od morza skutecznie osuszył odzież. Przed samym miastem musiałem odczekać kilkanaście minut przed szlabanem, zanim kolejarze skończyli przetaczanie pociągów.
W samym mieście w pewnym momencie urwało się oznaczenia. W tym samym momencie podszedł do mnie mężczyzna, któremu towarzyszyła żona i córka. Był bardzo zainteresowany moją dotychczasową podróżą. Jednocześnie oznajmił, że dalej szlakiem Green Velo nie przejadę z powodu remontu czy też budowy mostu. Wytłumaczył jak wyjechać z miasta i z powrotem wrócić na GV. Do tego dodał trochę uwag czego mogę się spodziewać w dalszej części podróży. On sam należał do lokalnego klubu rowerzystów i często jeździł ze znajomymi po okolicy.

Wyjechałem z miasta i wróciłem na trasę Green Velo. Tym niemniej wróciłem się szlakiem aby sprawdzić, z jednej strony czy rzeczywiście nie da się przejechać, z drugiej aby mieć zaliczone jak najwięcej szlaku. Jednego miejsca rzeczywiście nie dało się przejechać, bowiem było zagrodzone przez budowlańców. Na szczęście to było strata tylko kilkudziesięciu metrów. :-)

Jadąc wzdłuż Pasłęki dotarłem do dużej wody, czyli Zalewu Wiślanego, a następnie wzdłuż wybrzeża do Fromborka, gdzie zjadłem smażoną flądrę. W mieście było trochę turystów ale nie były to tłumy. Za miastem szlak odbijał w stronę pobliskich wzniesień, by następnie dotrzeć do Tolkmicka. O ile we Fromborku było jeszcze w miarę ciepławo, to później mocno się ochłodziło. Gdy wjechałem do portu w Tolkmicku to panowały tam pustki, wiało i było zimno jak jasny gwint. Nie licząc kilku dzieciaków byłem jedyną osobą w porcie. Później pojawiła się jedna para zakochanych (i zmarzniętych), a jeszcze później następna. Z pogody było zadowolonych chyba tylko kilka młodych kursantów szlifujących swój kunszt żeglarski na małych łódkach z żaglem. Również samo miasto - jakby nie było z pewnym potencjałem turystycznym - sprawiało wrażenie wymarłego. Nawet lokalne puby świeciły pustkami. Niska temperatura wygoniła wszystkich.

Z netu wiedziałem, że niedaleko jest pole namiotowe, więc zacząłem go szukać. Okazało się ono niezbyt imponujących rozmiarów ale była toaleta i możliwość umycia się. Byłem jedynym tego dnia, który rozbił namiot w tym miejscu. Według słów właścicielki, poprzedniej nocy też nocowali u niej rowerzyści, jadący w przeciwnym do mojego kierunku . Mimo zimna niektórzy nie rozbijali namiotów i spali w samych śpiworach. Gdy rano ujrzała jednego, tylko częściowo okrytego śpiworem, to myślała, że w nocy umarł z wychłodzenia. Długo opowiadała o głupocie młodych. :-) Mi też się dziwiła, że w takie zimno nocuję pod namiotem.  


Zdjęcie zrobione pod hotelem w Pieniężnie. Za ogrodzeniem elewator.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Za miastem zaskoczył mnie deszcz. Na szczęście  przeczekałem go w MOR-ze. Green Velo
Green Velo © jarbla

Czekając na przejaśnienie. Dopiero oglądając na komputerze te zdjęcie zauważyłem, że ze stojaków rowerowych ktoś ukradł  tabliczki z logo Green Velo. Siedząc w wiacie nie rzuciło mi się to w oczy. 
Green Velo
Green Velo © jarbla

Remontowany kościół, mijany po drodze. Pewnie zabytkowy.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Warmia. Kiedyś całkiem ładny budynek, teraz ruina. To zdjęcie jest dobrym podsumowaniem tego rejonu.

Green Velo
Green Velo © jarbla

Pakosze i jego słynne skrzyżowanie. Temat poruszany wielokrotnie na stronach poświęconych Green Velo.  Niedługo później ponownie się rozpadało, tym razem nie miałem gdzie się schować, więc dziarsko pedałowałem dalej.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Braniewo, kolejarze przetaczają wagony. Trochę to trwało.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Braniewo.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Braniewo.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla




Green Velo
Green Velo © jarbla


Dalej Braniewo.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Szlak w Braniewie był nieprzejezdny z powodu prac budowlanych. Mimo to maksymalnie zbliżyłem się do tego miejsca, zarówno z jednej jak i drugiej strony.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Braniewo, w tle rzeka Pasłęka. Na brzegu pontony/pomosty, których podwodną część kadłubów rdza przeżarła na wylot.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Za Braniewem jechałem wałem, po prawej Pasłęka.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Pasłęka.
Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla


Miejscowość Stara Pasłęka.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla


Jedno z dwóch ujść Pasłęki do Zalewu Wiślanego. Zdjęcie zrobione kompaktowym aparatem fotograficznym.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Zdjęcie zrobione w tym samym miejscu telefonem BlackBerry Z30.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Trzciny a dalej Zalew Wiślany.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Frombork.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Frombork, zdjęcie pod słońce.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Frombork.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Port w Tolkmicku i statek "Elwinga".
Green Velo
Green Velo © jarbla

Tolkmicko. Jedna z małych żaglówek z młodym adeptem żeglarstwa na pokładzie.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Tolkmicko.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Tolkmicko.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Sierpień w Tolkmicku. Zdjęcie zrobione niedaleko portu - pustki totalne.
Green Velo
Green Velo © jarbla





Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (10)

d a n e w y j a z d u 107.33 km 35.00 km teren 08:10 h Pr.śr.:13.14 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Wtorek, 22 sierpnia 2017 | dodano: 13.01.2018

Patrzyłem na mapę i oceniłem, że w linii prostej odległość jaką pokonam będzie niewielka, tzn. stosunkowo mało przesunę się na zachód w stosunku do punktu startowego. Wynikało to z faktu wytyczenia Green Velo trasą dosyć mocnym łamańcem. Na przykład na samym początku droga prowadziła na południe i lekko na wschód, by dopiero później skierować się na zachód.

Ale to miało być później. Najpierw udałem się na posiłek, do karczmy w sąsiednim budynku (wszystko w cenie noclegu w hotelu). Posiłek był naprawdę dobry i byłem pozytywnie zaskoczony jego obfitością. Mając spory wydatek energetyczny zjadłem wszystko, łącznie z sałatą, na której leżały produkty. :-) Normalnie wystarczyłaby mi połowa tego co zaserwowano na stole. Co tu dużo pisać, najadłem się do syta. 

Pogoda była niejednoznaczna. Początkowo ubrałem się na ciepło ale w mieście  pakując się na rower zrobiło mi się za gorąco. Później, gdy wyjechałem z Bartoszyc lekko marzłem i ponownie musiałem coś na siebie zarzucić. 
 Za to na początku sprzyjał mi los w kwestii opadów. Po okolicy przechodziły nawałnice, ale na ogół omijały mnie. Często przejeżdżałem przez miejsca, w których niedawno padało, z mokrą nawierzchnią i okazałymi kałużami. Ja na razie miałem sucho. Za to, wraz ze zbliżaniem się do wybrzeża, potęgował się wiatr. Wiatry na polskim wybrzeżu na ogół wieją z zachodu na wschód, więc nie ułatwiały mi zadania. 

Opuszczałem Bartoszyce. Jeszcze na terenie miasta natknąłem się na małżeństwo podróżujące z dwójką swoich dzieci  na rowerach z sakwami. Za samym miastem jechałem kiepską drogą, zbudowaną z sześciobocznych płyt. Z tego fragmentu trasu nie zapamiętałem ciekawych epizodów.

Teraz wygłoszę jedną ogólną opinię na temat lokalnych dróg północnych Mazur oraz Warmii. Otóż przez kilka dni jeżdżąc po drogach gminnych i powiatowych, na terenie których poprowadzono Green Velo, byłem zszokowany ich stanem. Chyba nigdzie w Polsce ich stan nie jest tak zły. Były jezdnie na których więcej znajdowało się łat niż oryginalnej nawierzchni. I nie była to kwestia jakiegoś miejsca lub fragmentu, lecz taki stan utrzymywał się na całej długości szosy! Byłem tym na prawdę zdumiony; po prostu nie sądziłem, że w Polsce w roku 2017 są jeszcze takie miejsca. Jazda rowerem po takim tworze drogopodobnym była męcząca i nie dawała możliwości rozpędzenie się do większej prędkości. Wygodniej było jechać po szutrach, a jak była możliwość, na wyjeżdżonym fragmencie obok jezdni. Być może moja ocena jest surowa i nie należy jej uogólniać na cały rejon ale oceniam to co widziałem. A widziałem te miejsca po których wiódł szlak Green Velo. Gdybym miał ocenić na tej podstawie w kilku słowach to był to rejon wielkiej biedy.

Dotarłem do Stoczka Klasztornego w którym znajduje się klasztor i sanktuarium mające tytuł bazyliki mniejszej. Są miejsca, w których czas płynie wolniej i do takich zaliczyłbym Stoczek Klasztorny. Zatrzymałem się, chodziłem niespiesznie dookoła klasztoru i bez pośpiechy pstrykałem zdjęcia.  

Ruszyłem w stronę Lidzbarka Warmińskiego. Wcześniej czytając o tym mieście (w kontekście Green Velo) często spotykałem się ze słowami krytyki w kwestii wytyczenia szlaku. Teraz sam miałem przekonać się, czy miały one uzasadnienie. Zarzuty do przejazdów przez jezdnię pominę. Inny zarzut dotyczący poprowadzenia szlaku przez schody chyba wydaje się wyolbrzymiony, bowiem obok można było zjechać po pochylni. Być może dla kogoś jest to problem, dla mnie nie był. Natomiast za idiotyczną uważam sytuację w parku  przy jakimś zbiorniku wodnym. Otóż na trasie Green Velo postawiono w tym miejscu parku... zakaz jazdy na rowerze. Ja, skoro jechałem GV, olałem to i przejechałem ten, niezbyt długi fragment, na rowerze. Na prawdę ciężko znaleźć jakiekolwiek słowa na usprawiedliwienie tego stanu rzeczy. Przy wyjeździe z miasta dotarłem do ronda, przed którym ustawiono znak informujący, że szlak dalej prowadzi... w trzech kierunkach. Ten znak to chyba była jakaś złośliwość. Tym bardziej, że za rondem nie ma żadnych oznaczeń, więc odnalezienie właściwej drogi zajęło chwilę (trzeba było jechać na wprost).

Lidzbark był ostatnim miastem, w którym widziałem większą ilość skawiarzy. Co ciekawe, od momentu wjazdu na teren województwa warmińsko-mazurskiego ilość cyklistów z sakwami, spotykanych na trasie, znacząco spadła. Natomiast natrafiało się na nich w miastach na szlaku. Widać spora grupa ludzie nie trzymała się ściśle wytyczonej drogi i skracała sobie trasę między miastami, wykorzystując wygodniejsze alternatywne połączenia. Między Lidzbarkiem Warmińskim a Elblągiem liczba sakwiarzy spadła do niskiego poziomu, kilku osób na cały dzień. 

Za Lidzbarkiem Warmińskim natknąłem się na słynny na całą Polskę fragment drogi rowerowej pokryty nawierzchnią fluorescencyjną, dzięki czemu jej powierzchnia świeciła w nocy. Nawierzchni z bliska przypominała stopione szkliwo. Był to króciutki odcinek.

Później szlak odbił w pola. Wtedy pogoda zaczęła się psuć i rozpadało się. Na moje szczęście z początkiem opadów dojeżdżałem do MOR-a w którym przeczekałem kilkudziesięciominutowy opad deszczu. 

Odcinek pomiędzy Lidzbarkiem a Pieniężnem nie utkwił mi szczególnie w pamięci. Pisząc te słowa, po kilku miesiącach od przejazdu, pamiętam słynne na całą rowerową Polskę barierki, które chroniły cyklistów przed nie wiadomo czym. A poza tym to pola, pola, czasem leśny fragment. I nic więcej.

Dotarłem do Pieniężna, w którym był nawet hotel. Wprawdzie sąsiedztwo miał nieciekawe w postaci elewatora (z którego stale dochodził hałas) ale za to do biedronki było tylko dwadzieścia metrów. Pani na recepcji stwierdziła, że jutro powinienem dotrzeć do Elbląga, na co odpowiedziałem, że raczej tak się nie stanie, bowiem nie będę jechał najkrótszą trasą ale zgodnie ze szlakiem muszę jeszcze zaliczyć Braniewo. W hotelu zauważyłem rozłożone materiały o Green Velo. Oprócz mnie nocowali robotnicy budujący w okolicy drogę. Późnym wieczorem, ktoś zapukał do moich drzwi. Gdy otworzyłem jakaś Ukrainka spytała o której wyjeżdżam. Gdy odpowiedziałem, że między ósmą a dziewiątą, stwierdziła, że dobrze, bo oni o siódmej. Chyba mój rower (który został na dole) zastawili jakimiś gratami. Ale skoro wyruszali przede mną to nie stanowiło to kłopotu.

Bartoszyce.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Kościół z 1388 w Galinach.
Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla

Niedawno padało.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Na kilku poniższych zdjęciach Stoczek Klasztorny.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Na kilku poniższych zdjęciach Lidzbark Warmiński.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Słynna, świecąca w nocy, droga w okolicach Lidzbarka Warmińskiego.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Leje deszcz. Na szczęście schroniłem się na czas.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Słynne warmińskie barierki na szlaku Green Velo.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

A ciągną się one dłuuuugo...
Green Velo
Green Velo © jarbla


A tu można przeczytać ile wydano m. in. na barierki na Warmii. 
Green Velo
Green Velo © jarbla




Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (9)

d a n e w y j a z d u 136.34 km 35.00 km teren 09:36 h Pr.śr.:14.20 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 | dodano: 13.01.2018

Rankiem tego dnia nie padało, a nawet słońce świeciło. Tym niemniej było znacznie chłodniej. Zastanawiałem się jak się ubrać, ostatecznie stwierdziłem, że założę mimo wszystko krótkie spodenki i koszulkę na krótki rękaw. Przemierzałem Gołdap, w której spostrzegłem punkt informacji turystycznej. Od razu tam zajechałem, gdzie dostałem trzy mapki już do samego końca Green Velo, czyli jak wynikało z treści otrzymanych materiałów, do Elbląga. W jednych z zeszłorocznych wpisów opisywałem jak nowopoznany cyklista dostał w Szczebrzeszynie mapki opisane cyrylicą. Ja teraz otrzymałem mapki w języku... niemieckim. Nic to, ważne, że droga była dobrze pokazana.

Gdy stałem pod punktem informacji turystycznej podjechał do mnie sakwiarz i rozpoczął rozmowę po angielsku. Pytał skąd jadę i dokąd. On wcześniej przejechał Estonię, Łotwę, Litwę, a teraz znalazł się w Polsce. Pochodził z Wielkiej Brytanii. Noclegi wynajdował na Warmshowers (w pierwszej chwili nie zaskoczyłem, że chodzi o stronę internetową i się zdziwiłem, że nagle mówi o ciepłej kąpieli ;-) ).

Wyjechałem z Gołdapi, słońce zaszło i zrobiło się... przeraźliwie zimno. Do tego spory wiatr potęgował to odczucie. Na najbliższym MOR-ze wyciągnąłem ciepłe ubrania i szybko się przebrałem. Początkowo nawierzchnia była utwardzona, później dominowały szutry, poprowadzone w miejscu dawnych linii kolejowych.

Na jednym z MOR-ów  spotkałem kolejną parę. Opowiadali, że po drodze widzieli dzieci na rowerach z sakwami młodsze niż 10 lat. Patrząc na takie dzieciaki robiło się im wstyd, że jeżdżą mało na rowerze. Odpowiedziałem im, że sam też takie widoki widziałem w okolicach Terespola. 

Nawiązując do jednego z poprzednich wpisów odnośnie stylu stawianych wiat na szlaku, to stwierdzam, że panował całkowity miszmasz. Nie było jednego charakterystycznego stylu, a prawie każda wiata była inną konstrukcją.

Przed Węgorzewem dogoniłem innego sakwiarza. Jechał dosyć starym rowerem a na tylnych sakwach miał rozłożoną kamizelkę odblaskową. Sądząc po stopniu jej  wyblaknięcia, chyba już długo był w podróży. Okazał się obcokrajowcem, piszą te słowa po wielu miesiącach nie pamiętam dokładnie skąd. Porozmawialiśmy trochę po angielsku i wyprzedziłem go. Widziałem go jeszcze raz następnego dnia. Ewidentnie nie jechał dokładnie Green Velo raczej trzymając się utwardzonych nawierzchni.

Często widywałem sakwiarzy i sakwiarki jadących z otwartymi sakwami, susząc przemoczone ubrania. Nie tylko ja zmokłem w ostatnim czasie. :-)

W Węgorzewie znajdują się ruiny śluzy nieukończonego Kanału Mazurskiego. Zjechałem nawet w jej kierunku ale ostatecznie zrezygnowałem z pomysłu jej zwiedzania. Samej budowli nie było widać, bowiem przysłonięta była gęstą szatą roślinną. Do tego na parkingu siedział pan na krzesełku pobierający opłatę. Stwierdziłem, że za coś takiego płacił nie będę i pojechałem dalej. 

Niedługo później wjechałem na teren, na którym przed chwilą przeszły opadu deszczu. Cały teren pokryty był wilgocią, pełno było świeżych kałuż, a ja jechałem suchy. Szczęście tym razem mi sprzyjało. :)

Za Węgorzewem było monotonnie. Jechałem poprzez wielohektarowe pola uprawne, gdzieś w oddali było widać pojedyncze budynki. Przypomniałem sobie wtedy słowa Adama, który mówił o tym miejscu, że tu nic nie ma. Prawdę powiedziawszy niewiele ciekawego było... Również sakwiarzy jakby wywiało i nie napotykałem ich na drodze.

Mijana okolica sprawiała wrażenie niesamowicie biednej. Budynki i obejścia zaniedbane. Część domów, pochodzących zapewne z okresu przedwojennego, sprawiała wrażenie, jakby ani razu od tamtego momentu nie zaznała remontu. Stare dachy z popękaną dachówką dopełniały tego obrazu. Również drogom, po których jechałem, daleko było do dobrego stanu. 

Trzeba było pomyśleć o noclegu. Teraz z kolei przypomniałem sobie słowa dwójki cyklistów spod Suwałk, że tu nie ma żadnych noclegów. Korzystając z netu ustaliłem, ze w niedalekiej odległości mogą być trzy obiekty agroturystyczne. Zjechałem do pobliskiej wsi ale nic nie znalazłem. Mijani miejscowi dziwnie się patrzyli. Wróciłem na drogę. Stwierdziłem, że jadę szlakiem dalej i może coś się wreszcie trafi, a jak nie, to rozbiję namiot. Wraz z opadającym słońcem robiło się coraz chłodniej.

Jechałem dalej. Patrząc na mapę zacząłem się zastanawiać, czy by się nie spiąć i dotrzeć do Bartoszyc. Z opisu mapy wynikało, że powinny tam być obiekty noclegowe. W końcu postanowiłem, że jadę do tego miasta. Noga już nie doskwierała więc cisnąłem mocniej. Dotarłem tam już w solidnym półmroku i od razu skierowałem się do pierwszego motelu. Pracownica nie umiała mi odpowiedzieć czy mają wolne miejsca, bowiem ona się tym nie zajmuje, a koleżanka już skończyła pracę. Pojechałem do drugiego motelu ale tam nie mieli już wolnych miejsc. Tymczasem zapanowała całkowita ciemność. Trochę byłem poirytowany całą sytuacją i trochę zły na siebie, że nie rozbiłem wcześniej namiotu gdzieś po drodze. Teraz po zmroku byłoby to trudne. Zamontowałem oświetlenie, założyłem kamizelkę odblaskową i powoli skierowałem się do centrum miasta.  Dotarłem do jakiegoś hotelu i dopiero tutaj udało mi się wynająć pokój. Pan z recepcji był rozentuzjazmowany moją osobą. Cały czas wypytywał mnie o różne sprawy związane z moją wyprawą. Nie mógł wyjść z podziwu, że przejechałem dzisiaj 130km (jakby to było duże osiągnięcie...). Przy recepcji zauważyłem różne materiały reklamowe o okolicy, w tym i o Green Velo. Było już późno zanim się wymyłem, rozpakowałem i coś zjadłem. Zmęczony poszedłem spać.

Most-precelek w Gołdapi.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Gołdap.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Gołdap.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Gołdap.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Tuż za Gołdapią.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Droga rowerowa za Gołdapią.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Na sporych fragmentach szlak wiedzie po dawnych trasach kolejowych.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Jedna z wiat z niesamowitą ilością wsporników.
Green Velo
Green Velo © jarbla

MOR mijany po drodze. Zwraca uwagę duża ilość stojaków rowerowych.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Pomnik w jedej z mijanych miejscowości, nie pamiętam gdzie dokładnie. Może ktoś w komentarzu napisze lokalizację? ;-)
Green Velo
Green Velo © jarbla

Stary kościół gotycki mijany po drodze. Zwraca uwagę stan budynku po lewej stronie, niestety częsty widok w tym rejonie...
Green Velo
Green Velo © jarbla

W przeciwieństwie do Mazowsza, gdzie królują małe różnorodne poletka, w północnej części Mazur są one znacznie większe i ciągną się bez mała po horyzont. Trochę monotonny widok. 
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla






Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (8)

d a n e w y j a z d u 86.98 km 35.00 km teren 06:59 h Pr.śr.:12.46 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Niedziela, 20 sierpnia 2017 | dodano: 12.01.2018

Rano udało mi się zamówić u gospodarza jajecznicę - całe szczęście, bo podróż rozpocząłbym o głodzie. Porozmawiałem również trochę z panią z Warszawy i zacząłem się przygotowywać do wyjazdu. Robiłem to bez przekonania. Znałem prognozy pogody na najbliższe dni. Również właściciel przestrzegał przed deszczami. Rozważałem to wszystko ale ostatecznie podjąłem decyzję, że jadę.

Pogoda się przebudowała, było pochmurno i zimno. Ale gdy wyruszyłem niedługo później napotkałem sakwiarza jadącego z naprzeciwka. Pomyślałem, że skoro inni jadą to podjąłem dobrą decyzję.

Jechałem więc dalej. Bardzo szybko zaczęło kropić. Deszcz na początku był bardzo drobny, jednak z biegiem czasu nasilał się. Towarzyszył mi w zasadzie przez cały dzień z różną intensywnością. Czasami przedzielany krótkimi chwilami bez opadów.

Po drodze zajechałem nad jezioro Stara Hańcza a później dotarłem do trójstyku granic Polski, Litwy i Rosji. Prawdę powiedziawszy to zatrzymałem się w MOR-ze o takiej nazwie. Do właściwego trójstyku trzeba było przebyć jeszcze kilkaset metrów ale z powodu lejącej się wody na głowę nie miałem na to ochoty. Dotarcie do tego punktu oznaczało również przebycie całego województwa podlaskiego i rozpoczęcie zdobywania województwa warmińsko-mazurskiego. Od Końskich dzieliło mnie 1496 km a do końca szlaku w Elblągu (zgodnie z opisem na betonowej ławeczce) pozostało 393km.

Może to był efekt nie najciekawszej pogody ale nowe województwo nie wydało mi się ciekawe. Przez pierwsze 16km było nudno i monotonnie. Również nawierzchnia dróg po których się jechało czasami odbiegała swą jakością od dotychczasowych standardów. Ciekawy byłem stylu architektonicznego w jakim będą stawiane wiaty, bowiem każde województwo miało charakterystyczny tylko dla siebie styl. Pierwszym ciekawym miejscem były Mosty w Stańczykach. W ogóle było to pierwsze miejsce, w którym mogłem kupić coś do zjedzenia. W małej budce zamówiłem dwie zapiekanki oraz wziąłem coś do picia. Niestety napoje były tylko z lodówki ale nie mając nic innego do wyboru wziąłem takie...

Ruszyłem w dalszą drogę i po kilkuset metrach dotarłem do zajazdu, przed którym stały m. in. dwa rowery z sakwami. Było mi zimno i do tego zmoczony, więc miałem już dość jazdy na dzisiaj. Niestety nie było wolnych miejsc noclegowych a ponieważ w brzuchu miałem dopiero co zjedzone dwie zapiekanki nie zamówiłem nic do jedzenia i ruszyłem w dalszą drogę.

Jako punkt docelowy na ten dzień wybrałem Gołdap. Tymczasem rozpadało się na dobre. Jazda do Jeziora Przerośl przebiegała w miarę sprawnie, po dobrej asfaltowej drodze rowerowej. Później szlak odbił w lewo i dalsza droga prowadziła drogami przez pola. Czasami były to szutrówki, czasami polne drogi wyjeżdżone przez pojazdy. Z tego fragmentu pamiętam bardzo stromy podjazd , do tego z ogromnymi, rozjeżdżony przez maszyny rolnicze, koleinami. Miałem satysfakcję, że udało mi się go pokonać bez zsiadania z roweru. :-]

Tego dnia napotkałem małżeństwo z około dziesięcioletnim synem. Zatrzymali mnie i chwilkę porozmawialiśmy. Oni ze swej strony polecali kolejne mosty w środku lasu. Wprawdzie nie były tak okazałe jak w Stańczykach ale w ich ocenie również sprawiały niesamowite wrażenie. Według ich relacji jechało się leśną dróżką i w miejscu całkowicie nieoczekiwanym natrafiało na tak efektowne budowle. To co opowiadali było ciekawe, ja jednak postanowiłem dotrzeć jak najszybciej go Gołdapi. Oczywiście trzymając się szlaku.

Dwa razy skorzystałem z Toi Toiów i powiedziałem sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię. Wprawdzie nie miałem potrzeby załatwiania grubszej sprawy ale stwierdziłem, że sikał będę tylko pod krzaczkami. W toaletach zawartość nie tylko wypełniała cały zbiornik ale tworzyła efektowny kopiec ponad deskę... Jestem pełen podziwu dla ostatnich korzystających z tych ustępów...

Jechałem dalej przez bezdroża. Za jeziorem Czarne zgubiłem szlak. Dosyć późno zorientowałem się, że coś jest nie tak i przebyłem dosyć dużo kilometrów zanim wróciłem na właściwą drogę. Co ciekawe skręt był dobrze oznaczony, a to ja musiałem popaść w jakąś zadumę i jechałem przed siebie bezrefleksyjnie...

Przed samą Gołdapią pokonałem las, który idealnie nadawał by się na wymagającą jazdę rowerem górskim. Pamiętam, że na mokrej nawierzchni miałem lekkie problemy na swoim rowerze z sakwami. Jedyną osobą jaką w nim spotkałem, był cyklista właśnie na rowerze MTB, dla którego (podobnie jak i dla mnie) padający deszcz nie stanowił przeszkody w pedałowaniu.

Przed samą Gołdapią szlak wreszcie prowadził utwardzonymi drogami. Przed samym miastem zobaczyłem wielki szyld z informacją o noclegach, a na nim logo Green Velo. Ucieszył mnie ten widok, bowiem zapowiadało się, że jest to miejsce nastawione właśnie na rowerzystów. Zrobiłem zdjęcie, tak aby mieć numer telefonu, i pojechałem w kierunku wskazywanym przez strzałkę. Ponieważ nie znalazłem budynku, więc postanowiłem zadzwonić. W telefonie usłyszałem, że nie ma miejsc, a poza tym nie wynajmuje dla jednej osoby na jedną noc. W takim razie dlaczego używa logo Green Velo na swoim szyldzie, skoro prawie wszyscy sakwiarze jadący tą trasą potrzebują noclegu na jedną noc? Coś myślę, że "przedsiębiorczy" właściciel wykorzystuje logo bez wiedzy wytyczającego szlak. Ale to tylko moje przypuszczenie.

Na szczęście innych miejsc do wynajęcia było dużo. W ośrodku, w którym miałem nocować, przebywała dwójka małych dziewczynek, które pierwotnie miały spędzać wakacje z rodzicami na Mazurach. Ponieważ mad jeziorami codziennie padał deszcz, rodzice przerwali pobyt, a dzieciaki podrzucili dziadkom. Pan z recepcji powiedział, że sklepy są już zamknięte ale mogę zamówić sobie kababa, którego dowiozą na miejsce. Kebabów nie lubię ale wtedy zamówiłem dwa dla siebie. Ponadto usłyszałem przestrogi przed korzystaniem z telefonu. Podobno Rosjanie tuż przy granicy ustawili maszty z nadajnikami bardzo dużej mocy, w efekcie nawet w sporej odległości od granicy telefony przerzucają się na rosyjski sygnał. Co oczywiście później drogo kosztuje.

W pokoju rozwiesiłem mokre ubranie aby przeschło przez noc.


Green Velo
Green Velo © jarbla

Zimno, deszcz się nasila ale są tacy co jadą dalej.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Jezioro Stara Hańcza.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

MOR na trójstyku granic.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla

Warmińsko-Mazurskie.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Pierwszy MOR na terenie nowego województwa.



Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Mosty w Stańczykach.
Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Leje na całego ale do Gołdapi już niedaleko, mniej niż 30km. Niestety, później pomyliłem drogę i do celu dojechałem później niż planowałem...
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla







Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017



Kategoria Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (7)

d a n e w y j a z d u 98.57 km 35.00 km teren 07:04 h Pr.śr.:13.95 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Sobota, 19 sierpnia 2017 | dodano: 12.01.2018

Wstałem wcześnie rano i zacząłem się pakować. Na całym polu namiotowym byłem jedyną osobą na nogach - wszyscy inni spali. :-) Zajęło mi to około godziny i wyruszyłem w drogę. Próbowałem dostać się do szlaku. Jadąc leśną ścieżką natknąłem się w środku lasu na kilka prac artystycznych (zdjęcia poniżej). Po jakimś czasie udało mi się odnaleźć miejsce w którym zjechałem i rozpocząłem dalsze zdobywanie Green Velo.

Na tym etapie przedzierałem się przez luźne szutry, później dotarłem do drogi, wzdłuż której poprowadzona była droga rowerowa z utwardzoną nawierzchnią. Niedługo później dotarłem do kolejnej śluzy zlokalizowanej na Kanale Augustowskim: Śluzy Paniewo. Jest ona wyjątkowa, bowiem jako jedyna na polskim odcinku kanału, jest śluzą dwukomorową.

Następnym godnym odnotowania obiektem, była kolejna śluza w miejscowości Mikaszówka. Był to ostatni element Kanału Augustowskiego na trasie Green Velo. Szlak w tym miejscu odłączał się zarówno od kanału jak i drogi, skręcał w stronę pobliskiego kompleksu leśnego. Stan dróg był chwilami bardzo wymagający, bowiem szutrowe drogi potrafiły przechodzić w kopny piach. Również mijane MOR-y nie zachęcały do postojów: całe byłe pokryte gigantyczną warstwą kurzu. Na ławkach chyba nikt nie siedział od co najmniej kilku miesięcy...

Dojechałem do Czarnej Hańczy, którą  pokonywało sporo osób na kajakach. Również ruch na drodze biegnącej wzdłuż rzeki się zwiększył. Następnie przez wiele kilometrów pokonywałem lasy,  rzadziej łąki i pola. Nie ukrywam, że nieutwardzona nawierzchni już mi się przejadła i z utęsknieniem czekałem na jakiś asfaltowy fragment. Mijani rowerzyści pytali się mnie jakiej nawierzchni się spodziewać. Odpowiadałem zgodnie z prawdą, że aż do Śluzy Mikaszówka będą drogi nieutwardzone, a w lasach mogą zdarzyć się piachy. Nie byli zadowolenia z takiej odpowiedzi.

Wreszcie wjechałem na normalną szosę i w pierwszym napotkanym MOR-ze, w miejscowości Tartaczysko, zrobiłem krótki postój. Zaatakował mnie tam osa. Najpierw latała w większej odległości ode mnie lub penetrowała sakwy. Później zainteresowała się moją osobą i tym co trzymam w ręku. Robiła się coraz bardziej natarczywa. Po chwili pojawiła się druga i rozpoczęły atakować mnie zespołowo. Pośpiesznie się spakowałem i uciekłem z nieprzyjaznego miejsca. 

Kolejnym godnym odnotowania obszarem był Wigierski Park Narodowy. Był to trzeci park narodowy przez który przejeżdżałem w ciągu ostatnich trzech dni!

Przejechałem przez Suwałki, z których zapamiętałem potężną kolejkę samochodów ciężarowych. Za miastem zatrzymałem się w MOR-ze. Gdy usiadłem na ławce użądliła mnie w tyłek osa, której nie zauważyłem. To było bardzo bolesne użądlenie.  Klnąc podskakiwałem z bólu. Dwójka rowerzystów (ale bez sakw), około pięćdziesięcioletnich, siedzących w tym czasie na ławce, musiała patrzeć na mnie jak na wariata. :-) Ból spowodowany użądleniem jakoś powoli ustępował. W tym czasie z przeciwnego kierunku nadjechała para sakwiarzy. Tradycyjnie wymienialiśmy się informacjami o trasie. Interesowało ich czy mają się liczyć z dużymi wzniesieniami. Rozwiałem ich obawy, mówiąc, że teren jest w miarę płaski, może jedno większe wzniesienie będzie po drodze. Oni przestrzegali, że niedługo rozpoczną się dla mnie duże wzniesienia, na co odpowiedziałem, że skoro przejechałem z sakwami całe Podkarpacie, to dam sobie radę z podlaskimi wzniesieniami. Ostrzegali również, że po wyjechaniu z Podlaskiego wjedzie się w turystyczną pustynię a po drodze nie będzie żadnych miejsc z noclegami. W województwie podlaskim problemów z noclegami nie było. W praktyce całe to województwo można bezproblemowo przejechać bez namiotu, znajdując w regularnych odstępach miejsca noclegowe.

Ruszyłem w drogę i rzeczywiście niedługo potem zaczęły się spore przewyższenia. Widok nie widziany już od kilkuset kilometrów.  I tu ciekawostka: cały czas miałem problemy z kolanem ale gdy wjeżdżałem pod górę, ból był wyraźnie mniejszy, niż gdy jechałem po płaskiej nawierzchni. Ogólnie dolegliwości nogi zmniejszały się z każdym kilometrem i wszystko wskazywało na to, że najgorsze chwile miałem już za sobą.

Minąłem kolejne z miejsc oferujących nocleg. Przez chwilę zastanawiałem się czy już nie zakończyć podróży w tym dniu ale ostatecznie postanowiłem dokręcić jeszcze trochę kilometrów, tym bardziej, ze pokonywanie kolejnych wzniesień szło całkiem sprawnie. Niedługo później pogoda załamała się. Znajdowałem się wtedy na odludziu mijając co jakiś czas pojedyncze domki. Zapamiętałem, że jeden z nich oferował noclegi. Ja jechałem dalej. Gdy wjechałem na szczyt kolejnego wzniesienia ujrzałem ścianę czarnych chmur, do tego wiał już solidny wiatr, a co jakiś czas grzmiało i błyskało. Niedługo później zaczęło kropić. Stwierdziłem, że to już najlepszy moment na zakończenie pedałowania. Obróciłem rower o 180 stopni i ruszyłem w stronę obiektu oferującego noclegi, a który kilka chwil wcześniej mijałem.

Właściciel początkowo był niechętny, bo z jedną nocą to więcej zamieszania niż to warte ale ostatecznie dobiliśmy targu. Miał wielkiego białego psa, który najchętniej leżał w przejściu i trzeba było przechodzić nad nim. Ale gdy zaczęły się grzmoty uciekał do środka budynku i nie było siły aby go z niego wygonić. :-) 

Porozmawiałem chwilę z panią, którą początkowo wziąłem za żonę właściciela, a była to mieszkanka Warszawy spędzająca w tym miejscu urlop. Była zdenerwowana na wszystkie rządy, które do tej pory zaniedbywały wschodnią Polskę i nie inwestowały w te tereny. Była zdziwiona, że jeżdżę sam, nie jestem ubezpieczony i nie należę do żadnej organizacji. Ona jeździła autostopem po całej Polsce od wieku 17 lat. Nosiła wtedy długie włosy zaplecione w warkocze i nie bała się takiej formy podróżowania, bowiem należała do PTTK-u. Już sama przynależność do tej organizacji dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Jedynie unikała samochodów ciężarowych wożących materiały na budowy, bowiem miała o kierowcach tych pojazdów nie najlepsze zdanie.

Niedługo potem dojechał młody chłopak, również szukający schronienia przed deszczem. On w swoją podróż wyruszył z Tarnobrzega. Następnego dnia postanowił zostać dzień dłużej, i obejrzeć pobliską kapliczkę lub świątynię. Ja tymczasem zjadłem całe swoje nikłe zapasy żywności. W pobliżu nie było żadnego sklepu, zresztą padał ciągle deszcz.


Rzeźba w puszczy
Rzeźba w lesie © jarbla

Rzeźba w puszczy
Rzeźba w puszczy © jarbla

Rzeźba w puszczy
Rzeźba w lesie © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Jezioro Paniewo.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Jezioro Paniewo.
Green Velo, Paniewo
Green Velo, Paniewo © jarbla

Green Velo, Paniewo
Green Velo, Paniewo © jarbla


Śluza Paniewo
Śluza Paniewo © jarbla


Śluza Paniewo
Śluza Paniewo © jarbla


Kanał Augustowski
Kanał Augustowski © jarbla


Kolejna śluza.
Śluza Mikaszówka
Śluza Mikaszówka © jarbla

Śluza Mikaszówka
Śluza Mikaszówka © jarbla

Śluza Mikaszówka
Śluza Mikaszówka © jarbla


Green Velo, Tartaczysko
Green Velo, Tartaczysko © jarbla

Green Velo, Suwałki
Green Velo, Suwałki © jarbla



Green Velo, Suwałki
Green Velo, Suwałki © jarbla


Green Velo, Suwałki
Green Velo, Suwałki © jarbla


Północne Podlasie.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Idzie burza. Pb rozjaśnił barwę chmur, przez co obraz na zdjęciu nie oddaje rzeczywistej ówczesnej pogody.
Green Velo
Green Velo © jarbla







Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (6)

d a n e w y j a z d u 103.66 km 35.00 km teren 06:33 h Pr.śr.:15.83 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Piątek, 18 sierpnia 2017 | dodano: 12.01.2018

Dla mnie ten dzień rozpoczął się fatalnie z powodu koszmarnego bólu kolana. Miałem problemy już nie tylko z jazdą ale z samym chodzeniem i lekko kuśtykałem. Wyruszyliśmy stosunkowo wcześnie. O ile do wcześniej jechałem wolno, to teraz moje tempo było bardzo wolne. Zaproponowałem Adamowi żebyśmy się rozdzielili i każdy jechał swoim rytmem ale on postanowił pozostać ze mną. 

Rozpoczęliśmy podróż z gospodarstwa rolnego, w którym nocowaliśmy. Jechaliśmy szosą, która przez wiele kilometrów ciągnęła się wśród drzew. Minęliśmy dwa MOR-y, które znajdowały się w odległości  mniejszej niż jeden kilometr od siebie. Zaliczyliśmy też wieżę widokową, z której (według Adama) nic ciekawego nie było widać. Ot zieleń, drzewa i krzewy. Przy drodze ustawionych było wiele znaków ostrzegających przed skutkami zderzenia z łosiami. Na tej leśnej alei napotkaliśmy wielu rowerzystów, również sakwiarzy w grupach. W dniu wczorajszym oceniając sytuację z map, zakładaliśmy, że nie znajdziemy na trasie noclegów, bowiem ten wielokilometrowy fragment był niezamieszkały. Okazało się, że, mimo to, po drodze były dwa miejsca, w których stały samotne budynki z możliwością noclegu. 

Opuściliśmy wielokilometrową leśną aleję i w najbliższym miasteczku zrobiliśmy zakupy. Później szlak był prowadzony w różny sposób ale bywały odcinki DDR z asfaltową nawierzchnią. Żartowaliśmy, że drogi rowerowe są w o wiele lepszym stanie niż te dla samochodów.

Dotarliśmy do Goniądza, gdzie pierwszy raz ujrzałem Biebrzę. Podbudowani sukcesem ze zdobytymi mapkami w Narwiańskim Parku Narodowym, udaliśmy się z takim samym zamiarem do punktu informacji turystycznej. Tym razem nam się nie udało, bowiem punkt był zamknięty. Zapewne z powodu urlopu pracownika.... W środku sezonu turystycznego... Podjechaliśmy na pobliski taras widokowy, na którym grupka osób, obserwowała ptaki, pod opieką chyba dwójki pracowników Biebrzańskiego Parku Narodowego. Prawie wszyscy z lornetkami. Chwilami był to komiczny widok, gdy pracownica rzucając jakby od niechcenia okiem w określonym kierunku, mówiła coś w następującym stylu: "na wprost i trochę na lewo widzą państwo..." (i tu padała nazwa ptaka),  "na lewo jest grupka osobników... "(i tu padała nazwa gatunku), "Tam dalej są...". Ludzie przeczesywali teren przez swoje lornetki ale bezskutecznie. Po kilku  "Nie ma", "Nie widzę", "Gdzie dokładnie" pracownica parku dokładnie tłumaczyła, kierując wzrok obserwatorów najpierw na mały samotny budyneczek, potem na sąsiednie drzewo, następnie na jakąś kępę krzaków i tak dalej. Przy takich wskazówkach to i ja widziałem ptaki, choć lornetki nie miałem. :-)

W okolicach Biebrzy naszą uwagę zwróciła tablica Green Velo z informacją, że mamy do czynienia z MPR-em. Zatrzymaliśmy się i zadzwoniliśmy dzwonkiem przy furtce. Do pani, która wyszła w naszą stronę, zwróciliśmy się z pytaniem, czy możemy otrzymać mapki najbliższej okolicy. Pani mapki miała ale w sąsiednim budynku, który wynajęła letnikom, a ci gdzieś wyjechali zabierając ze sobą jedyne klucze. Pani poszła jeszcze do swojego domku i udało się jej znaleźć jedną mapkę. Dobre i tyle.

Później dominowały szutry, Adamowi się nie podobały, wolałby skrócić drogę ale mimo to przejechaliśmy wszystko zgodnie z wytyczonym szlakiem. Raz się przybliżaliśmy, raz oddalaliśmy od Biebrzy, jadąc mało ciekawymi szutrówkami wśród pól.

Jadąc wzdłuż brzegu Biebrzy przecinaliśmy następnie park narodowy. Patrząc na rzekę ciężko mi było wyobrazić sobie, że kiedyś mógł ją przepłynąć jakikolwiek statek. Ponoć za komuny jakieś barki i pogłębiarki dla Żeglugi Augustowskiej przepłynęły tym szlakiem. Pewnie były to jednostkowe przykłady, a budowany Kanał Augustowski nigdy nie wszedł do użytku w pierwotnie przewidzianym charakterze. Za to wiem, że tą rzeką regularnie spławiano drewno. Ale to dawne dzieje. 

Patrząc na Biebrzę na terenie parku narodowego wydawało się, że nie ma ona skarp, a woda jest na poziomie gruntu. Zaskoczeniem były wielkie kałuże na drodze. Ponieważ na prawo od drogi znajdowała się rzeka, na lewo zieleń, na ogół podtopiona, pokonanie ich sprawiało czasem trochę problemów. Zdarzyło się, że Adam ze swoja przyczepką nie był w stanie przejechać po przesiąkniętym terenie i zmuszony był do prowadzenia roweru. Gdy robiłem mu zdjęcia, powiedział, że na pewno zamieszczę je w necie, z krytyką jaki to szlak jest ciężki. Odpowiedziałem, że nie wykluczone, że zdjęcia wylądują na Green Failo (co oczywiście było żartem). :-)

Jechaliśmy szutrówką wzdłuż Biebrzy, na drodze wymijaliśmy sporą liczbę turystów. Na samej rzece co jakiś czas mijaliśmy ludzi spływających na tratwach z małymi domkami. Wreszcie dotarliśmy do pierwszej śluzy Kanału Augustowskiego, którą była Śluza Dębowo. Objechaliśmy obiekt hydrotechniczny i ruszyliśmy dalej do miejsca w którym od Green Velo odbijają trzy szlaki  w stronę Wizny i Raczek.  W tym miejscu nasze drogi się rozeszły. Adam odbił w stronę wspomnianych miejscowości, bowiem chciał dotrzeć do konkretnego rezerwatu, ja zaś, trzymając się GV, pojechałem w stronę Augustowa. Mój dotychczasowy towarzysz krytycznie wypowiadał się o sposobie poprowadzenia trasy Green Velo, twierdząc, że jadąc nią dalej niewiele ciekawego się zobaczy. Nie mógł również zrozumieć, dlaczego został on poprowadzony północą przez pola, gdy tuż obok, jest pełno wspaniałych jezior i innych atrakcji. Z tych tez powodów nie miał najmniejszej ochoty dalej jechać Green Velo, a w jego ocenie za Augustowem będzie niewiele ciekawego do oglądania. Przed rozstaniem zapisał sobie, gdzie szukać  moich zapisów na bikestats oraz na endomondo. Mając na uwadze, że wpisy robię po wielu miesiącach, pewnie już tego nie przeczyta. :-)

Znowu jechałem sam, swoim wolnym rytmem. Noga dalej bolała ale miałem wrażenie, że jest trochę lepiej niż rano. Dotarłem do drogi krajowej numer 8, po przekroczeniu której wjeżdżało się na leśne szutry. Nie chciałem nocować w Augustowie. Wcześniej sprawdziłem, że niedaleko stąd położone jest pole kempingowe i to właśnie ten obiekt wybrałem sobie jako cel dzisiejszego etapu.

Odnalezienie pola namiotowego nie było takie łatwe jak zakładałem. W końcu dotarłem do leśnego pubu z ogródkiem piwnym i zapytałem panią za ladą o drogę. Kazała przejechać przez ogródek piwny i później leśną drogą w stronę jeziora. Droga wydała się podejrzana i budziła obawy czy w ogóle dam radę swoim rowerem ją przebrnąć ale jakoś dotarłem do celu. Samo pole namiotowe ciągnęło się na długości kilkuset metrów, wzdłuż brzegu Jeziora Studzienicznego. Przejechałem wzdłuż cały obiekt chcąc zapłacić ale nie natrafiłem na nikogo z obsługi. Jedynie na tablicę  z cennikiem. Wobec powyższego znalazłem sobie jakieś ustronne miejsce w którym rozbiłem namiot i rozpakowałem się. Następnie poszedłem kąpać się w jeziorze. Cały jeden pomost (fakt, że lekko zdezelowany) miałem tylko dla siebie. Gdy rozgrzany wchodziłem do wody, to na początku wydawała się zimna. Uczucie to szybko znikło i wkrótce byłem cały zanurzony w wodzie. Leżałem sobie tak w wodzie około godziny.

Schłodzony i orzeźwiony robiłem sobie posiłek, gdy podeszły dwie panie. Jedną z nich okazała się osoba zza lady, która wskazała mi drogę. Panie pobierały opłatę za korzystanie z pola namiotowego. Mnie za jednodobowy nocleg skasowały na 9zł.

Zaczynał się półmrok. Ja wyszedłem jeszcze na pomost zrobić jakieś zdjęcie, gdy samochodem wrócili mieszkańcy sąsiedniej przyczepy kempingowej. Do zdezelowanego pomostu podeszła dwudzuestokilkuletnia dziewczyna pytając czy nie będzie przeszkadzać, gdy zapali papierosa. Okazało się, że przyjeżdża w to miejsce od ZAWSZE, każde wakacje od urodzenia spędzając z rodzicami na tym polu namiotowym. Kiedyś nocowała u siebie jakąś dziewczynę, która też jechała Green Velo ale w przeciwnym kierunku.

Poszedłem spać do namiotu. dookoła leciała głośna muzyka z kilku źródeł, słychać było wrzaski dzieci i dorosłych. Ja zasypiałem.

Taras widokowy obok leśnej alei.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green velo
Green velo © jarbla


Green velo
Green velo © jarbla


Green velo
Green velo © jarbla


Wylądowała ważka i przejechała ze mną kilka kilometrów. 
Waszka
Ważka © jarbla


Goniądz
Goniądz © jarbla


Goniądz, Biebrza
Goniądz, Biebrza © jarbla

Goniądz
Goniądz © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla
Green Velo, Biebrza
Green Velo, Biebrza © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Biebrza
Biebrza © jarbla


Kanał Augustowski, śluza Dębowo.
Green Velo, Śluza, Kanał Augustowski
Green Velo, Śluza, Kanał Augustowski © jarbla


Green Velo, Śluza, Kanał Augustowski
Green Velo, Śluza, Kanał Augustowski © jarbla


Green Velo, Śluza, Kanał Augustowski
Green Velo, Śluza, Kanał Augustowski © jarbla


Na rozwidleniu szlaków rozdzieliłem się z Adamem.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

W tle jezioro Sajno.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Na zdjęciach poniżej Jezioro Studzieniczne.
Jezioro
Jezioro © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo, jezioro
Green Velo, jezioro © jarbla




Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (5)

d a n e w y j a z d u 90.76 km 35.00 km teren 06:36 h Pr.śr.:13.75 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Czwartek, 17 sierpnia 2017 | dodano: 12.01.2018

Gdy rano ogarniałem się przy rowerze, podeszła właścicielka lokalu i wyraziła nadzieję, że odwiedzę ją przyszłości ale tym razem na dłużej. Powiedziała również, że nie dojadę do Białegostoku bowiem droga na tym kierunku jest rozkopana. Mimo wszystko stwierdziłem, że jednak będę się trzymał zaplanowanej trasy, licząc na to, że rower zawsze się prześlizgnie. Do dyskusji dołączył inny gość pensjonatu wypowiadając się z uznaniem o tak długiej jeździe. Rozmowę zakończyliśmy stwierdzeniem, że trzeba mieć silne mięśnie nóg, dobrą kondycję i dupę z żelaza by uprawiać taką turystykę. :-)

Z kolanem było źle, to był ciągły ból, który w miarę pedałowania nasilał się. Robiłem bardzo częste postoje, na każdym MORze siadałem, wyciągałem na ławce kontuzjowaną nogę i ją rozmasowywałem. Przynosiło to chwilową ulgę.

Tak jak przypuszczałem, remont drogi, z mojego punktu widzenia, nie okazał się aż tak kłopotliwy. Prace budowlane koncentrowały się praktycznie na jezdni dla samochodów, zaś DDR na ogół była nie ruszana. Tylko na jednym lub dwóch, stosunkowo krótkich, fragmentach, zerwana była warstwa asfaltu ale dało radę przejechać te miejsca.

Powolutku jechałem przed siebie. W miejscowości Ogrodniczki zgubiłem szlak. Mimo wszystko jechałem dalej trzymając się głównej drogi i po pewnym czasie oznaczenia powróciły. Postanowiłem wrócić do miejsca w którym zgubiłem właściwą drogę i znów skierowałem się w stronę Supraśla (w końcu miałem przejechać cały szlak, bez wyrw ;-) ). Gdy jechałem zawijasami przez Ogrodniczki, z jednej z bocznych dróg wyjechał sakwiarz z przyczepką. Krzyknął "Tu jest GreenVelo?" na co odpowiedziałem mu twierdząco. Jak widać nie tylko ja miałem problemy w tym miejscu. Rozjechaliśmy się w przeciwne (chwilowo) strony. Ja dotarłem do miejsca w którym zjechałem ze szlaku jadąc od strony Supraśla (brakowało w tym miejscu oznaczeń o konieczności skręcenia w bok). Co ciekawe gdybym jechał z drugiej strony to drogi prawdopodobnie bym nie zgubił, bowiem od tej strony oznaczenie było prawidłowe. Ustaliwszy feralne miejsce, ponownie zmieniłem kierunek jazdy i udałem się w stronę Białegostoku. Przy wyjeździe z Ogrodniczek ponownie ujrzałem sakwiarza, który wcześniej pytał mnie o to czy jest na trasie GreenVelo. Powoli oddalał się ode mnie, aż znikł za przeszkodami terenowymi, a ja dalej kręciłem powolutku korbami. Pamiętam, że pomyślałem wtedy, że gdybym był w pełni sprawny nie miałby szans na to by mnie wyprzedzić. :-)

Tymczasem przejeżdżałem przez Białystok swoim żółwim tempem. W pewnym momencie spostrzegłem ponownie cyklistę z przyczepką, który zatrzymał się i prowadził rozmowę przez telefon. Wyminąłem go i zmuszony stanem swojego kolana zatrzymałem się na najbliższym MORze, gdzie ponownie wyciągnąłem nogę i ją rozmasowywałem. Sam MOR umiejscowiony był niezbyt fortunnie: od szlaku oddzielała go dwujezdniowa droga. Znajdował się na skraju parku miejskiego, wszędzie było pełno potłuczonego szkła, butelek i innych śmieci.

Gdy tak siedziałem z wyciągniętą nogą, podjechał do mnie sakwiarz z przyczepką. O ile dobrze pamiętam, miał na imię Adam. Trochę porozmaiwaliśmy, gdy okazało się, że jedziemy w tym samym kierunku postanowił mi towarzyszyć. Uprzedziłem go, że mam kontuzję, jadę powoli i często muszę się zatrzymywać. Mimo to postanowił jechać razem ze mną.

W Białymstoku zrobił zakupy i z małymi przygodami (z powodu remontu drogi musieliśmy się wracać) opuściliśmy miasto. Towarzystwo innej osoby chyba miało pozytywny skutek. Rozmawiając, nie rozmyślałem tyle o bólu, i zachowując równomierne tempo kilometry szybko mijały. Tym niemniej, zatrzymywaliśmy się na wszystkich MORach.

Adam koniecznie chciał zobaczyć kładki na Narwi w Narwiańskim Parku Narodowym. Mi ten pomysł jakoś szczególnie się nie podobał, bowiem wymagał zjechania ze szlaku, jednakże ostatecznie przystałem na ten pomysł. Z małymi problemami, związanym z odnalezieniem właściwej drogi, dotarliśmy do celu. Przez najbliższe kilometry rozmyślałem, że przez to nie przejadę literalnie około 10 kilometrów GV...

Rzeka Narew w tym miejscy rozgałęzia się na kilka koryt, do tego jest sporo rozlewisk, co tworzy raj dla ptaków. Żeby pokonać rzekę w tym miejscu, trzeba skorzystać z systemu kładek, pomiędzy którymi można się przedostać za pomocą czterech małych promików przeciąganych siłą ludzkich mięśni. Co ciekawe nie zauważyłem na nich oznaczeń Polskiego Rejestru Statków, a chyba takie powinny mieć. Między korytami znajdował się taras widokowy.

Przed pierwszym promikiem była tablica informacyjna, że wejście na teren parku jest płatne ale nie widziałem nigdzie pracownika parku u którego można by uiścić opłatę. Przeprawiając się przez pierwszą odnogę Narwi, towarzyszył nam ornitolog z lornetkę. Opowiadał o orle bieliku (który przed chwilą polował) i o innych ptakach. Ludzi było sporo, ale nie były to tłumy. Zdarzali się też cykliści.

Ze względu na pieszych po kładkach nasze rowery prowadziliśmy. Ponieważ zrobiło się gorąco i parno, pot lał się po twarzy. Opuściliśmy kładki. Adam udał się jeszcze do informacji turystycznej, gdzie zdobył kilka mapek. Sobie zostawił dużą mi dał dwie mniejsze okolicy, które wsadziłem do swojego prowizorycznego mapnika.

Jechaliśmy dalej w upalny dzień. Pierwszy raz Adam zaproponował postój, twierdząc, że jestem kaktusem. A on musi dużo pić. :-) Później szlak prowadził głównie nieutwardzonymi drogami, czasami zdarzał się kopny piach. Ponownie dotarliśmy do Narwi, która w tym miejscu płynęła już jednym korytem. Znając tę rzekę z okolic Warszawy wydawała się bardzo mała.

W końcu dotarliśmy do jakiejś szosy. Patrząc na mapę czekał nas długi niezamieszkały fragment. Mając na uwadze stan mojej nogi stwierdziłem, że lepiej poszukać tutaj jakiegoś noclegu. Posiłkując się informacjami z netu, dotarliśmy do jakiegoś rolnika, który prowadził agroturystykę. Wprawdzie jedyny sklep we wsi o tej porze był już zamaknięty ale jeżeli ktoś chciał to u niego można było nabyć piwo. Mówił, że ma dużo klientów, właśnie spośród rowerzystów przemierzających Green Velo. Mając na uwadze, że wokół tego miejsca brak rozbudowanej infrastruktury turystycznej, ten fakt nie budzi zdziwienia. Można było się nawet poczęstować ogórkami, z własnej uprawy.



Supraśl, Green Velo
Supraśl, Green Velo © jarbla


Supraśl, Green Velo
Supraśl, Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo, Ogrodniczki
Green Velo, Ogrodniczki © jarbla

Ogrodniczki, Green Velo
Ogrodniczki, Green Velo © jarbla

Pierwszy z promików na jednej z odnóg Narwi.
Green Velo, Narwiański Park Narodowy
Green Velo, Narwiański Park Narodowy © jarbla

Narwiański Park Narodowy
Narwiański Park Narodowy © jarbla

Przepływamy używając siły mięśni. Z plecakiem pan ornitolog. 
Green Velo
Green Velo © jarbla



Park narodowy, Narew
Park narodowy, Narew © jarbla

Drugi z promików na kolejnej odnodze Narwi.
Narew, Green Velo
Narew, Green Velo © jarbla

Green Velo, Narwiański Park Narodowy
Green Velo, Narwiański Park Narodowy © jarbla


Narwiański Park Narodowy
Narwiański Park Narodowy © jarbla


Narwiański Park Narodowy
Narwiański Park Narodowy © jarbla

Pomiędzy korytami rzeki wybudowano taras widokowy.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Narwiański Park Narodowy
Narwiański Park Narodowy © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla



Narwiański Park Narodowy
Narwiański Park Narodowy © jarbla

Trzeci prom. 
Narwiański Park Narodowy, prom
Narwiański Park Narodowy, prom © jarbla

Czwarty prom. Różnica poziomów między pokładem promu a kładką była dość znaczna. Trochę się namęczyliśmy zanim pierwszy z rowerów znalazł się na pomoście. Dopiero wtedy zauważyliśmy deskę leżącą na pokładzie... Drugi rower z przyczepką wjechał już sprawnie  na ląd. :-)
Narwiański Park Narodowy, prom
Narwiański Park Narodowy, prom © jarbla


Ponownie Narew, tym razem nie tworząca rozlewisk i płynąca w jednym korycie. Most na zdjęciu był w fatalnym stanie i postawiony był zakaz wstępu na niego. 
Green Velo
Green Velo © jarbla

Narew, tutaj taka mała...
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla



Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (4)

d a n e w y j a z d u 126.25 km 35.00 km teren 08:07 h Pr.śr.:15.55 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Środa, 16 sierpnia 2017 | dodano: 12.01.2018

Wstał świt. Zdałem klucze do pokoju w domku, a potem się spakowałem. Jeszcze raz rzuciłem okiem na okolicę, las, zbiornik wodny i ruszyłem w dalszą drogę.

Szybko dojechałem do  większej drogi i na pierwszej stacji benzynowej zatrzymałem się na posiłek. Niestety jedzenia z tego miejsca nie wspominam dobrze: nigdy nie jadłem tak twardego mięsa. Nawet zastanawiałem się czy nie zostawić go niedojedzonego ale jakoś wymęczyłem całość do końca. Rozśmieszył mnie napis na wewnętrznej stronie kapsla powszechnie znanego napoju: "Coraz bliżej celu". O tak, wtedy wydawało mi się, że cel wyprawy jest już na wyciągnięcie ręki i nawet ból kolana nie powinien temu przeszkodzić.

Ruszyłem dalej drogą rowerową położoną wzdłuż szosy. Niedługo później natknąłem się na pielgrzymkę prawosławną idącą z przeciwnego kierunku, właśnie po drodze rowerowej.

Ból kolana nasilał się z każdym kilometrem. Jechałem wolniej. Częściej i dłuższe robiłem postoje.

Przejechałem przez Hajnówkę i po chwili znalazłem się na terenie Puszczy Białowieskiej, gdzie musiałem zrobić kolejny postój. Stojąc pod drzewem i dając odpocząć stawom kolanowym, zauważyłem biegnącego w moim kierunku człowieka. Gdy dotarł do mnie zatrzymał się rozpoczął pogawędkę. Był to bardzo sympatyczny człowiek, choć już niemłody wiekiem. Szybko dowiedziałem się o jego sporych wyczynach sportowych, udziale w wielu maratonach na całym świecie i - o ile pamięć mnie nie zawodzi - wygranych w swojej kategorii wiekowej. Teraz, lekarz ze względu na wiek zabronił mu udziału w zawodach, więc "tylko" biega po puszczy. Słuchałem tego wszystkiego z przysłowiową otwartą buzią, zwłaszcza o udziale (w tym wieku!) w zawodach w różnych miejscach na całej kuli ziemskiej. Opowiadał też o niedawnych potężnych nawałnicach, w tym o  jednej, która zaskoczyła go w środku Puszczy Białowieskiej. Ponieważ okoliczny teren znał bardzo dobrze, pobiegł najszybciej do najbliższego schronienia (teraz nie pamiętam co to dokładnie było, chyba jakaś wiata dla turystów albo większy paśnik dla zwierząt). Gdy przebywał pod jako takim schronieniem przed deszczem, potężny wiatr łamał drzewa. Na koniec radził się ubrać na długo (mimo wysokiej temperatury), bowiem komary nie dadzą mi chwili wytchnienia. 

Temat Puszczy Białowieskiej był wtedy bardzo gorący. Los sprawił, że i ja znalazłem się centrum tych wydarzeń. Dojechałem do skrzyżowania dróg do którego docierał główny szlak z dwóch kierunków oraz odchodziły dwa szlaki łącznikowe, w tym jeden do ośrodka hodowli żubrów. Docierając do tego miejsca, już z daleka widziałem sygnały błyskowe radiowozu ale myślałem, że to jest kwestia wypadku drogowego. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie odwiedzić żubrów ale niestety nigdzie nie znalazłem informacji o odległości do tego miejsca. Mając na uwadze stan nogi zrezygnowałem z tego pomysłu i wróciłem na główny szlak zbliżając się do miejsca rozbłysku świateł radiowozu. W miejscu protestu nie zauważyłem... protestujących. Albo nie potrafiłem ich rozpoznać.  Za to było sporo turystów, robiących masę zdjęć. Byli też dziennikarze, policja i straż leśna. Ja też wyciągnąłem aparat i uwieczniłem to zdarzenie (choć warunki do robienia zdjęć w tamtym momencie były bardzo niesprzyjające ze względu na ostre słońce). 

Ruszyłem w dalszą drogę i dotarłem do miejsca w którym było na prawdę sporo martwych świerków (widać to na jednym ze zdjęć poniżej). Sam nie wiedziałem co myśleć o tym proteście, jakoś nie miałem wyrobionego zdania na pełne popracie żadnej ze stron konfliktu. Równeż śącięte drzewa nie sprawiały wrażenia wiekowych, co najwyżej kilkudziesięcioletnich. To był mój pierwszy pobyt w Puszczy Białowieskiej i widziane drzewa na ogół sprawiały wrażenia młodych. Mając wyłącznie wyobrażenie z przekazów medialnych, spodziewałem się bardziej spektakularnych widoków, i co kilkadziesiąt metrów drzewa rozmiaru Dębu Bartek. :-) Rzeczywistość jednak nie okazała się aż tak spektakularna jak moja wyobraźnia :-)

Z uwagi na stan kolana, często robiłem postoje co od razu wykorzystywały chmary małych latających krwiopijców.

Przejechałem puszczę i kontynuowałem podróż. Rozmyślałem wtedy o szlaku i stwierdziłem, że w tym województwie jest on bardzo dobrze oznaczony. Praktycznie do tej pory nie było fragmentu, który by sprawił duże problemy. I właśnie wtedy (a było to w okolicach Zalewu Siemianówka) szlak się urwał... Kręciłem się po okolicy próbując znaleźć właściwą drogę - bez sukcesu. Dodając do tego coraz silniejszy ból kolana sytuacja stała się irytująca. Usiadłem na przydrożnym słupku i tkwiłem tak około piętnastu minut. Gdy dolegliwości trochę zelżały znowu wsiadłem na siodło jeszcze raz sprawdzając drogę. Wtedy zauważyłem rowerzystę zjeżdżającego z bocznej drogi. Od razu udałem się w tamto miejsce i mimo braku znaków również wjechałem na tą drogę. Po jakimś czasie powróciły tabliczki GreenVelo. Jechałem we właściwym kierunku. Swoją drogą, gdybym na pierwszym skrzyżowaniu mocniej oddalił się w lewą stronę, to też bym wjechał na szlak ale przez to nie przejechał fragmentu GV wytyczonego przy Zalewie Siemianówka.

Przed Supraślem ból kolana... ustąpił. Przez następne dwadzieścia kilometrów pędziłem jak ptak. Jechało się rewelacyjnie z prędkością prawie 30km/h. Miałem nadzieję, że to już ostateczny koniec tych dolegliwości. Wtedy też, w jednej z mijanych wsi, grupka dzieci biła brawo i coś skandowała do rowerzystów z sakwami , co już z dużej odległości widziałem na przykładzie dwóch innych cyklistów. Gdy i ja dotarłem do dzieci sytuacja się powtórzyła, któreś z nich krzyknęło "niech pan się zatrzyma" ale ja korzystając z pełnej sprawności nóg pędziłem dalej.

Po 20km ból powrócił i z nowu ze zredukowaną prędkością toczyłem się przed siebie. Warunki terenowe w tych okolicach były chwilami wymagające.

W Królowym Moście zjechałem do wiaty rowerowej. Mimo, że zjazd z tablicy oznaczony był logiem GreenVelo to wiata była infrastrukturą innego lokalnego szlaku. Uznałem więc, że ta wiata to "podróbka" oryginalnego CV. :-) Stałem i czytałem o historii miejsca.  Według legendy, podczas podróży do Wołkowyska, w okolicach dzisiejszego Królowego Mostu zatrzymał się Zygmunt August. Wówczas to, ponoć w ciągu jednej nocy, zbudowano most na rzece Płosce. Gdy odpoczywałem w tym miejscy, zjechał z pobliskiego wzniesienia rowerzysta na góralu. Porozmawialiśmy krótko, pamiętam, że zachwalał piękno okolic.

Dotarłem do Supraśla. Z pewnymi przygodami udało mi się znaleźć nocleg. Z właścicielką załatwiałem wszystko przez telefon, sam zająłem pokój i się rozgościłem. Było już późno wieczorem, zanim właścicielka wróciła do domu, a ja jej zapłaciłem.



Green Velo
Green Velo © jarbla

Cerkiew w Hajnówce.
Green
Green © jarbla

Rondo w Hajnówce im. Strażników Puszczy Białowieskiej.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Kilka zdjęć Puszczy Białowieskiej. Jeżeli dobrze przypatrzyć się poniższemu zdjęciu, to w oddali widać nadbiegającego dziarskiego dziadka.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla

Martwe świerki w Puszczy Białowieskiej.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla




Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (3)

d a n e w y j a z d u 125.99 km 35.00 km teren 08:02 h Pr.śr.:15.68 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Wtorek, 15 sierpnia 2017 | dodano: 12.01.2018

Rano pobudka, śniadanie, a następnie szybkie pakowanie się. Moich wczorajszych rozmówców już niespotkałem: albo wyjechali wcześniej, albo jeszcze spali. Udałem się do garażu, przed którym stało kilku innych głośno rozmawiających rowerzystów, zamontowałem sakwy i ruszyłem w drogę.

Po drodze natrafiłem na MOR w miejscowości Werchliś zlokalizowany chyba na prywatnym terenie, na którym prowadzono kiedyś działalność hotelarsko-gastronomiczną. Problem polegał na tym, że właściciel zawiesił działalność gospodarczą a cały ogrodzony teren zamknął na przysłowiowe cztery spusty. Jednakże tuż obok bramy ktoś... zniszczył mały fragment ogrodzenia, tak, że każdy mógł się dostać do środka. Może był to zmęczony rowerzysta, który np. chciał się schronić przed deszczem pod greenvelową wiatą? :-)

Przemierzając pustkowia w pewnym momencie natknąłem się na kilkanaście prac miejscowego artysty. Można było zobaczyć m. in. wiklinowy powalony balon z napisem "Waiting for heaven", budkę z kilkudziesięcioma starymi butami pomalowanymi na biało, około dwudziestu tabliczek w jednym miejscu, przy drodze, na których nic nie było napisane, a także kilka kobiecych postaci. O poziomie artystycznym tych dzieł nie będę się wypowiadał, kilka zdjęć jest zamieszczonych poniżej tego tekstu

Trzymając się szlaku dotarłem do Niemirowa nad Bugiem. Nad brzegiem mojej ulubionej rzeki była stosunkowo spora infrastruktura składająca się kilku wiat, stojaków na rowery, koszy oraz betonowej ławeczki z ilością kilometrów do Końskich i Elbląga, a więc miejscowości granicznych GreenVelo. Z opisu wynikało, że przejechałem 987km szlaku Green Velo, a do celu, czyli Elbląga, pozostało jeszcze 902km. Większość trasy już za mną... Samo miejsce było całkiem miłe: rozłożysta, koszona łąka, z niezarośniętymi brzegami. Można by się położyć i leżeć na trawie.

Jednak los spłatał figla, bowiem na miejscu nie było żadnego promu. Przez chwilę zastanawiałem się, czy łódź po drugiej stronie rzeki nie jest owym promem. :-) Z tablicy można było wyczytać, że prom kursuje tylko w dni nieparzyste (co samo w sobie jest już dość osobliwe) ale wtedy był właśnie nieparzysty, więc przeprawa powinna działać. Na tablicy przy przeprawie był podany numer telefonu do przewoźnika, więc zadzwoniłem. Odezwała się tylko automatyczna skrzynka, z nagraną informacją, że z powodu niskiego stanu wody w rzece, przeprawa promowa została zawieszona.

Gdy zbierałem się do odjazdu, nadjechały na rowerach trzy osoby, prawdopodobnie pięćdziesięciokilkuletnie małżeństwo z dorosłym synem. Też byli zawiedzeni brakiem przeprawy ale za to uzyskałem od nich informację, że w niedalekim Zaburzu powinienem bez problemu przeprawić się na drugi brzeg. Porozmawialiśmy kilka minut. Sami mieli odwiedzić - o ile dobrze pamiętam - pobliski kamieniołom wapnia, a później ruszyłem w drogę. Napotkanych cyklistów informowałem, o tym, że przeprawa jest nieczynna.

Szlakiem łącznikowym GV ruszyłem do Zaburza. Już w sporej odległości od przeprawy ciągnęła się kolejka samochodów oczekujących na transport na drugi brzeg. Ja, jadąc rowerem, wyprzedziłem ich wszystkich i razem z czołem kolejki wjechałem na stateczek. Co warte odnotowania, nie byłem jedynym cyklistą na pokładzie. 

Korzystając z wyżej opisanej drogi przejechałem jednego dnia przez trzy województwa. Opuściłem województwo lubelskie, na chwile wjechałem na teren województwa mazowieckiego, by po chwili znaleźć się w województwie podlaskim. Od teraz zdecydowana większość mijanych świątyń to były cerkwie. Ktoś przy drodze - chyba prywatnym sumptem - ustawił zestaw narzędzi i pompkę dla cyklistów. 

Dotarłem do Moszczony Królewskiej, gdzie trochę odsapnąłem i coś podjadłem w MOR-ze. Po pewnym czasie, z drugiego kierunku, nadjechały trzy osoby. Posiedzieliśmy chwilę razem i dyskutowaliśmy na różne tematy. Ja ze swojej strony ostrzegłem ich o tym, że przeprawa w Niemirowie jest nieczynna. Dla mnie ten fakt nie był tak uciążliwy, bowiem jadąc do następnego promu, jechałem niejako przed siebie. Z ich punktu widzenia sytuacja byłaby gorsza, bowiem musieliby się wracać, żeby przedostać się na drugą stronę rzeki. Tradycyjnie w takich sytuacjach, poinformowaliśmy się czego należy spodziewać i na co uważać na najbliższych kilometrach.

Ruszyłem w dalszą drogę. Pamiętam, że zaraz potem wspinałem się na piaskowej drodze pod sporawe wzniesienie. Później jechałem przez lasy, w których leżało dużo powalonych przez niedawne wichury drzew. Było ich na prawdę sporo. Teren był słabo zaludniony, długo przemieszczałem się nie widząc żadnych zabudowań. Jadąc swoim rytmem dotarłem do cerkwi, a za chwilę następnej. Byłem na świętej górze prawosławnych - Grabarce. U stóp świątyni było kilka straganów, w tym jeden sióstr zakonnych, przy których ludzie nabywali różne produkty. Oprócz "normalnych" pielgrzymów i turystów, co kilka lub kilkanaście minut, pojawiał się nowy cyklista.

Od razu dało się zauważyć zupełnie inną filozofię wytyczenia szlaku w województwie podlaskim, w porównaniu do Lubelszczyzny. W województwie lubelskim rowerzyści przemieszczali się po bezdrożach, bądź utwardzonych drogach, ale głównie na odludziu "podziwiając" piękno przyrody. Na Podlasiu szlak został wytyczony w ten sposób, aby zaliczyć jak najwięcej atrakcyjnych miejsc. Stąd jego trasa nie wiodła prosto, tylko wiła się zygzakiem na sporym obszarze. Województwo to biorąc rowerzystę w swoje objęcia nie chciało szybko wypuścić. ;-)

Opuściłem Grabarkę i... sporo się nakręciłem zanim odnalazłem właściwą drogę. Wydało mi się mało prawdopodobne aby dalsza trasa wiodła najgorszym możliwym rozwiązaniem - a jednak tak było. Trzeba było wjechać na wzniesienie po wielkim kopnym piachu, i dopiero po pewnym czasie wjeżdżało na żwirową drogę, która nie była solidnie ubita, wobec czego przemieszczanie się po niej wymagało sporego wysiłku. Przez najbliższe kilometry mijałem się z parą innych cyklistów. Raz ja ich wyprzedzałem gdy oni odpoczywali, a później oni mnie. Tym niemniej jechałem coraz wolniej, bowiem zaczynało mi doskwierać kolano. Ból z upływem kilometrów narastał, przez co jechałem wolniej i częściej robiłem postoje. Wymagająca nawierzchnie również nie ułatwiała sprawy. Para, z którą się wymijałem, jechała na góralach, ja na rowerze ze stosunkowo cienkimi oponami. Mając to wszystko na uwadze nie dziwi fakt, że po kilkunastu kilometrach ostatecznie mnie wyprzedzili.

Stosunkowo długo jechałem kiepskimi żwirówkami, zanim zjechałem na asfaltową szosę. Jechałem powoli, oszczędzając kolano. Wtedy dogonił mnie mężczyzna z małym dzieckiem, które spało na tylnym foteliku. Zrównał się ze mną i rozpoczął rozmowę. Mi w takiej sutyacji nie wypadała za wolno jechać, więc mimo bólu kolana przyspieszyłem. Na początku chciał mi towarzyszyć do najbliższego sklepu (wbrew pozorom w tamtych realiach to kilka kilometrów), później stwierdził, że potowarzyszy mi do następnego sklepu spożywczego w kolejnej wsi, a później - upewniwszy się, że dziecko śpi - przejechał ze mną następne kilometry. :-) Pochodził z Gdańska i spędzał urlop okolicach, bowiem miał już dość zimnego Bałtyku i stwierdził, że musi się wygrzać w cieplejszym miejscu. Długo rozmawialiśmy na różne tematy, w tym o... kolejkach wąskotorowych, aż w końcu się rozstaliśmy. 

Był już wieczór. Szlak był tak wytyczony, że przez wiele kilometrów jechałem tylko lasami. Zacząłem się zastanawiać, czy nie rozbijać namiotu w lesie. Wreszcie wyjechałem w bardzo małej wsi Czechy Orleańskie i - o dziwo - jeden dom oferował pokoje na wynajem. Nie wiele zastanawiając się zadzwoniłem na numer wskazany na szyldzie. Odebrała pewna pani ale okazało się, że nic z tego nie wyjdzie, bo teraz jest w pracy i nikogo nie ma w domu. Jechałem dalej. Po opuszczeniu wsi sprawdziłem na telefonie czy nie ma w okolicy noclegów. Okazało się, że za kilka kilometrów powinienem dotrzeć do miejsca gdzie będę mógł przenocować. Po niedługiej chwili dotarłem do ośrodka wypoczynkowego Bachmaty, położonego nad małym zbiornikiem wodnym, który na mapach nawet nie ma swojej nazwy. Tam wynająłem pokój na noc.
 
Green Velo
Green Velo © jarbla

MOR Werchliś
Morchliś
Werchliś © jarbla

Green Velo, Morchliś
Green Velo, Werchliś © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Poniżej kilka prac miejscowego artysty.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Poniżej kilka zdjęć przeprawy promowej w Niemirowie.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Gdyby ktoś miał problemy techniczne to mógł w tym miejscu dokonać drobnych napraw.
Green Velo
Green Velo © jarbla

W Zabużu na szczęście przeprawa promowa działała.
Prom na Bugu
Prom na Bugu © jarbla

Na rzece Bug
Na rzece Bug © jarbla

Na rzece Bug
Na rzece Bug © jarbla

Prom na Bugu
Prom na Bugu © jarbla

Prom na Bugu
Prom na Bugu © jarbla

Cerkiew.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla


Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla


Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla

Grenn Velo
Grenn Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green
Green © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo, Nurzec-Stacja
Green Velo, Nurzec-Stacja © jarbla

Green Velo, Nurzec-Stacja
Green Velo, Nurzec-Stacja © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Kolejna cerkiew.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla



Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe