GreenVelo, etap II (12)
d a n e w y j a z d u
78.79 km
20.00 km teren
05:08 h
Pr.śr.:15.35 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Ostatni dzień wielkiej przygody. Z jednej strony odczuwałem satysfakcję iż udało mi się, mimo wszystkich przeciwności, przejechać CAŁY szlak Green Velo. Z drugiej strony towarzyszyło uczucie nostalgii, że coś się kończy. Przyzwyczaiłem się do codziennej jazdy rowerem i mimo wszystko było szkoda, że to już koniec.
Szybko spakowałem się i ruszyłem w drogę. Niedługo później dojechałem do Kadyn, które w sezonie są na ogół oblegane są przez turystów. Znajduje się tam plaża, na której umieszczono parasolki, zarówno w stylu tropikalnym, jak i z logo znanego piwa. Gdy tam dotarłem nie było nikogo. Byłem absolutnie sam. Porobiłem kilka zdjęć a następnie udałem się do opuszczonego portu rybackiego, który był w stanie ruiny. Ale na swój sposób było to klimatyczne miejsce. Dopiero gdy odjeżdżałem pojawiły się dwie osoby.
Przed samym Elblągiem rozpoczęły się solidne wzniesienia. Najpierw mozolnie się na nie wspinałem, a później z wielką frajdą zjeżdżałem ze znaczną prędkością.
Poprzedniego dnia rozmyślałem o wariantach powrotu do domu. Ponieważ internetowa wyszukiwarka połączeń kolejowych nie znalazła bezpośredniego połączenia dla osoby z rowerem pomiędzy Elblągiem a Warszawą, zadecydowałem, że pojadę do Malborka i tam wsiądę do pociągu. Wolałem przepedałować dodatkowe ~30 kilometrów niż się przesiadać między pociągami z rowerem i tobołkami.
Myślałem również o serii zdjęć na końcowym znaku Green Velo w Elblągu. W myślach rozważałem, żeby wybrane zdjęcie połączyć z ze zdjęciem z pierwszego znaku z Końskich. Dwa krańce szlaku, dzielące prawie 1900km, a ja to wszystko przejechałem. Życie jednak mocno zrewidowało te plany...
Dotarłem do Elbląga. Powoli przejeżdżałem przez miasto oglądając charakterystyczne obiekty. W pewnym momencie stwierdziłem, że zgodnie z tym co pokazuje oficjalna mapa Grren Velo szlak już się skończył. Mimo to oznaczenia nadal wskazywały kierunek jazdy. Nie zgadzało mi się to z tym co widziałem na mapie. Pomimo tego jechałem dalej drogą wzdłuż lewej strony kanału portowego (patrząc na północ). Mało tego, po drodze minąłem MOR, w miejscu w którym - według mapy - już nie powinno być szlaku. Jechałem dalej według oznaczeń i wszystko to mi coraz mniej się podobało. Zatrzymałem się i na telefonie zacząłem szukać informacji. Dopiero na którejś z kolei stronie wyczytałem, że szlak nie kończy się w Elblągu lecz w... Kępinach Wielkich. Cały mój plan na dzisiejszy dzień runął. W tym momencie powinien już być w drodze do Malborka, a tera musiałem się zastanawiać co dalej robić. Ostatecznie stwierdziłem, że skoro tyle trasy przejechalem, to jadę dalej zgodnie z oznaczeniami. Rozważania w kwestii dalszego postępowania zostawiłem na później.
Przypomniały mi się słowa krytyki jakie czytałem kiedyś o wyborze Końskich jako punktu startowego/końcowego szlaku. Główny zarzut polegał na tym, że nie jest to ważny ośrodek komunikacyjny i ciężko się tam dostać/wydostać, zwłaszcza rowerem z bagażami. Mając na uwadze te zarzuty, jak oceniać jakieś Kępiny Wielkie, przy których Końskie były metropolią? :-)
Dojechałem do końca Elbląga. Tam natrafiłem na znak "koniec szlaku" ze strzałką wskazującą jazdę na wprost. Wcześniej był znak, że trzeba wjechać na wał przeciwpowodziowy, oraz potwierdzenia szlaku na samym wale. Problem polegał na tym, że na ten wał nie dało się za bardzo wjechać. Zsiadłem z roweru i wtaszczyłem go na górę. Było to zaskoczenie, bowiem do tej pory takie rzeczy na Green Velo się nie zdarzały. Znalazłem się na wale a tam... trawa po kolana. Nie wiem czy była chociaż raz koszona w tym roku, w ogóle miałem wątpliwości, czy ktokolwiek w tym roku jechał rowerem w tym miejscu. Mimo to podążałem dalej ale nie ujrzałem już jakichkolwiek znaków. Dojechałem do rozgałęzień wału jak i przecinającej go drogi szutrowej ale oznaczeń dalej nie było. Objechałem po kawałku każdy potencjalny możliwy fragment trasy i dalej na nic nie natrafiłem. Stwierdziłem, że przejechałem cały OZNACZONY szlak Green Velo, zaś odcinek między Elblągiem a Kępinami Wielkimi jest nieoznaczony. Zjechałem na drogę do Elbląga (kto jechałby niewygodnym wałem, gdy trzy metry obok wiedzie wygodna asfaltowa droga?) licząc, że może na niej będą oznaczenia (mimo, że wcześniej jeden ze znaków nakazywał jazdę wałem).
Wracając się do Elbląga stwierdziłem, że na tym kończę przygodę z GV. Prawdopodobnie przejechałem cały oznaczony szlak, a nieoznaczone fragmenty mnie nie interesują. Wtedy z na przeciwka pojawił się rowerzysta z sakwami. którego zatrzymałem. Mówił, że też jedzie wzdłuż Green Velo, dziennie pokonuje około 180km, i jeszcze tego samego dnia chce dotrzeć do Gdańska. Powiedziałem mu, że dalej nie ma żadnych oznaczeń, co skwitował, że widać szlak jest źle oznaczony. Rozdzieliliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę.
Straciłem sporo czasu wobec czego do Malborka popedałowałem najkrótszą trasą, czyli drogą krajową numer 22. Zważywszy na fakt, że nie ma tam poboczy było to przejazd dostarczających sporo wrażeń, niekoniecznie pozytywnych. :-)
Na dworcu kolejowym udało mi się kupić bilet do Legionowa w dosyć komicznych okolicznościach, z jednej strony z powodu niedomagającego głośniczka, z drugiej ze względu na to co mówiła kasjerka. Głośniczek najpierw przerywał, więc musiałem prosić kilkukrotnie o powtórzenie słów, zanim zrozumiałem co szanowna pani wypowiedziała. Na koniec już nic nie mówiła, tylko długopisem pokazywała, to na wystukaną cenę, to na jakieś napisy. Niestety na najbliższe pociągi musiałem poczekać kilka godzin. Pani proponowała pociąg słoneczny, w którym miało być multum miejsc na rowery. Dwadzieścia minut wcześniej miał być pociąg, który oferował tylko kilka takich miejsc ale mnie zniechęcała do tego pociągu i mówiła, ze nie wie czy są tam wolne miejsca. Uczyniła to dopiero na moją zdecydowaną prośbę. Gdy okazało się, że są wolne miejsca, bez wahania wybrałem wcześniejszy skład - zawsze to lepiej być dwadzieścia minut wcześniej niż później.
Na dworcu przebywało również rowerowe małżeństwo z sakwami. Porozmawiałem chwilę z mężczyzną o ich wyprawie. Oni czekali na pociąg słoneczny. Przyjechał mój pociąg, wagon kolejowy okazał się prawie pusty. Oprócz mojego roweru, były w nim tylko jeszcze dwa bicykle. W przedziale siedziałem z dwójką osób (to chyba były ich rowery), która stale spała. Albo obydwoje na raz, albo jedno z nich. W czasie całej podróży nie zamieniłem z nimi ani jednego słowa. :-) Pociąg jechał dziwacznie, często miał postoje. W pewnym momencie dogonił nas pociąg słoneczny, tak, że gdy my opuszczaliśmy jakąś stację, to on właśnie na nią wjeżdżał. Później my mieliśmy dłuższe postoje i pociąg słoneczny nas wyprzedził. Ciężko dopatrzyć się logiki w funkcjonowaniu polskich kolei...
Zamiast w Legionowie wysiadłem w Nowym Dworze Mazowieckim i stamtąd, już w kompletnych ciemnościach, pojechałem do domu. To był ostateczny koniec mojej przygody z Green Velo.
=========================
Porównując rok 2016 do 2017, wydaje się, że Green Velo cieszy się coraz większą popularnością. Zwłaszcza na Lubelszczyźnie było to szczególnie widoczne. Na północ od Terespola rowerzystów-sakwiarzy było multum. W 2016 dojeżdżając do Terespola od strony południowej cyklistów było znacznie mniej. Porównując rok do roku jest zauważalny wzrost popularności. Również znacznie częściej spotykałem obcokrajowców, zaskakująco często było słychać język francuski. W poprzednim roku chyba nie natrafiłem na ani jednego obcokrajowca. Widać, że zwłaszcza na Warmii spora część rowerowych turystów nie trzyma się bezpośrednio szlaku i wybiera sobie wygodniejsze drogi. Mimo wielu mankamentów polecam przejechanie Green Velo bo to fajna przygoda. Tylko proponuję poświęcić wcześniej trochę czasu na rozeznanie warunków panujących na trasie aby nie dać się zaskoczyć np. z brakiem noclegów lub sklepów spożywczych po drodze, stanem nawierzchni (zwłaszcza po opadach) i tym podobnymi sprawami.
Rzeźba w Tolkmicku.
Green Velo © jarbla
Tolkmicko.
Green Velo © jarbla
Zalew Wiślany.
Green Velo © jarbla
Plaża w Kadynach.
Green Velo © jarbla
Kadyny c. d..
Green Velo © jarbla
Kadyny c. d..
Green Velo © jarbla
Kadyny.
Green Velo © jarbla
Kadyny.
Green Velo © jarbla
Stary zdezelowany port w Kadynach.
Green Velo © jarbla
Kadyny i Zalew Wiślany.
Green Velo © jarbla
Kadyny i Zalew Wiślany.
Green Velo © jarbla
Kadyny.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg. Akurat była dwunasta, więc miałem okazję wysłuchać bicia dzwonów.
Green Velo © jarbla
Statek "Tanais". Chyba jedyny morski statek, który w miarę regularnie kursuje między Elblągiem a Gdańskiem i portami niemieckimi.
Green Velo © jarbla
Statek rzeczny "Pingwin", który przybył do Elbląga z drugiej strony, wykorzystując śródlądowe drogi wodne (w tym pochylnie Kanału Elbląskiego) z Ostródy.
Green Velo © jarbla
Pasażerów można było policzyć na pacach jedne ręki. Z perspektywy czasu, myślę, że zrobiłem błąd nie wybierając tego środka transportu. Dzisiaj, będąc w Elblągu, popłynąłbym statkiem do Ostródy, a stamtąd rowerem do domu. Mając na uwadze małe obłożenie (wina niskiej temperatury) chyba nie protestowaliby przeciw mojemu rowerkowi.
Green Velo © jarbla
Granica Elbląga. Oznaczenia Green Velo nakazywału jazdę niewygodną koroną wału, podczas gdy obok wiodła sympatyczna droga. To były ostatnie oznaczenia szlaku jakie widziałem.
Green Velo © jarbla
Ostatnie oznaczenia Green Velo, w tym znak "koniec trasy" ze strzałką. Do kadru nie załapał się jeszcze jeden znak nakazujący wjazd na wał.
Green Velo © jarbla
Dworzec w Malborku.
Green Velo © jarbla
Malbork.
Green Velo © jarbla
Czekając na pociąg zrobiłem zdjęcie mapy. Widać wyraźnie, że według tego źródła koniec ma miejsce w Elblągu.
Green Velo © jarbla
Połowa wagonu rowerowego tylko dla mnie.
Green Velo © jarbla
W drugiej połowie dwa inne rowerki.
Green Velo © jarbla
Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017
Kategoria Sakwy, Szlaki rowerowe
komentarze
Ja z moimi towarzyszami rowerowych przygód wybieramy się na GV w tym roku. Będzie to nasze pierwsze spotkanie ze szlakiem i wiem już dziś że na 100% nie ostatnie. Nasze plan to przejechanie w lipcowy weekend z Łap do Suwałk. Tak więc z ciekawością przeczytałem dni Twojej wyprawy opisujące te tereny. Generalnie całość bardzo interesująca i super opisane. Podziwiam też za charakter dotyczący konsekwencji przejechania całego szlaku (mówię tu o tym że dojechałeś do miejsca w którym kończyłeś w 2016 roku a nie darowałeś sobie tego odcinka).
Również w sumie to przez całą wyprawę miałeś chyba szczęście do pogody. W sumie tylko końcówka trochę w deszczu a tak to pogoda dopisała .. prawda.
Naprawdę fajan sprawa ta Twoja wyprawa.
Życzę powodzenia i zdrówka w 2018 roku.....
Kolano wyleczone ??
Przeczytałem całą relację z zaciekawieniem, zwłaszcza że pokrywa się częściowo z moimi dawnymi eskapadami po tzw. "Polsce Egzotycznej" jeszcze w czasach przed Green Velo. Może kiedyś na stare lata się tam przejadę, jak już nie będę miał siły kręcić po górach. :)
No i wszystko "organoleptycznie" ... !
Rodzi mi się w głowie taka jada więc skorzystam z podpowiedzi. :)
pozdrawiam