Rower
d a n e w y j a z d u
20.20 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Rower
d a n e w y j a z d u
20.10 km
0.00 km teren
00:55 h
Pr.śr.:21.93 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Zdobienia na tym krzyżu wydały mi się na tyle ciekawe, że zrobiłem im zdjęcie.
Pierwsza podróż z synkiem w foteliku :)
d a n e w y j a z d u
10.78 km
3.00 km teren
00:45 h
Pr.śr.:14.37 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Kategoria Z dzieckiem (fotelik dziecięcy)
Rower
d a n e w y j a z d u
4.75 km
0.00 km teren
00:15 h
Pr.śr.:19.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Z serwisu
d a n e w y j a z d u
8.83 km
0.00 km teren
00:28 h
Pr.śr.:18.92 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Pierwszy wpis po kilku latach...
d a n e w y j a z d u
4.54 km
2.50 km teren
00:20 h
Pr.śr.:13.62 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
GreenVelo, etap II (12)
d a n e w y j a z d u
78.79 km
20.00 km teren
05:08 h
Pr.śr.:15.35 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Ostatni dzień wielkiej przygody. Z jednej strony odczuwałem satysfakcję iż udało mi się, mimo wszystkich przeciwności, przejechać CAŁY szlak Green Velo. Z drugiej strony towarzyszyło uczucie nostalgii, że coś się kończy. Przyzwyczaiłem się do codziennej jazdy rowerem i mimo wszystko było szkoda, że to już koniec.
Szybko spakowałem się i ruszyłem w drogę. Niedługo później dojechałem do Kadyn, które w sezonie są na ogół oblegane są przez turystów. Znajduje się tam plaża, na której umieszczono parasolki, zarówno w stylu tropikalnym, jak i z logo znanego piwa. Gdy tam dotarłem nie było nikogo. Byłem absolutnie sam. Porobiłem kilka zdjęć a następnie udałem się do opuszczonego portu rybackiego, który był w stanie ruiny. Ale na swój sposób było to klimatyczne miejsce. Dopiero gdy odjeżdżałem pojawiły się dwie osoby.
Przed samym Elblągiem rozpoczęły się solidne wzniesienia. Najpierw mozolnie się na nie wspinałem, a później z wielką frajdą zjeżdżałem ze znaczną prędkością.
Poprzedniego dnia rozmyślałem o wariantach powrotu do domu. Ponieważ internetowa wyszukiwarka połączeń kolejowych nie znalazła bezpośredniego połączenia dla osoby z rowerem pomiędzy Elblągiem a Warszawą, zadecydowałem, że pojadę do Malborka i tam wsiądę do pociągu. Wolałem przepedałować dodatkowe ~30 kilometrów niż się przesiadać między pociągami z rowerem i tobołkami.
Myślałem również o serii zdjęć na końcowym znaku Green Velo w Elblągu. W myślach rozważałem, żeby wybrane zdjęcie połączyć z ze zdjęciem z pierwszego znaku z Końskich. Dwa krańce szlaku, dzielące prawie 1900km, a ja to wszystko przejechałem. Życie jednak mocno zrewidowało te plany...
Dotarłem do Elbląga. Powoli przejeżdżałem przez miasto oglądając charakterystyczne obiekty. W pewnym momencie stwierdziłem, że zgodnie z tym co pokazuje oficjalna mapa Grren Velo szlak już się skończył. Mimo to oznaczenia nadal wskazywały kierunek jazdy. Nie zgadzało mi się to z tym co widziałem na mapie. Pomimo tego jechałem dalej drogą wzdłuż lewej strony kanału portowego (patrząc na północ). Mało tego, po drodze minąłem MOR, w miejscu w którym - według mapy - już nie powinno być szlaku. Jechałem dalej według oznaczeń i wszystko to mi coraz mniej się podobało. Zatrzymałem się i na telefonie zacząłem szukać informacji. Dopiero na którejś z kolei stronie wyczytałem, że szlak nie kończy się w Elblągu lecz w... Kępinach Wielkich. Cały mój plan na dzisiejszy dzień runął. W tym momencie powinien już być w drodze do Malborka, a tera musiałem się zastanawiać co dalej robić. Ostatecznie stwierdziłem, że skoro tyle trasy przejechalem, to jadę dalej zgodnie z oznaczeniami. Rozważania w kwestii dalszego postępowania zostawiłem na później.
Przypomniały mi się słowa krytyki jakie czytałem kiedyś o wyborze Końskich jako punktu startowego/końcowego szlaku. Główny zarzut polegał na tym, że nie jest to ważny ośrodek komunikacyjny i ciężko się tam dostać/wydostać, zwłaszcza rowerem z bagażami. Mając na uwadze te zarzuty, jak oceniać jakieś Kępiny Wielkie, przy których Końskie były metropolią? :-)
Dojechałem do końca Elbląga. Tam natrafiłem na znak "koniec szlaku" ze strzałką wskazującą jazdę na wprost. Wcześniej był znak, że trzeba wjechać na wał przeciwpowodziowy, oraz potwierdzenia szlaku na samym wale. Problem polegał na tym, że na ten wał nie dało się za bardzo wjechać. Zsiadłem z roweru i wtaszczyłem go na górę. Było to zaskoczenie, bowiem do tej pory takie rzeczy na Green Velo się nie zdarzały. Znalazłem się na wale a tam... trawa po kolana. Nie wiem czy była chociaż raz koszona w tym roku, w ogóle miałem wątpliwości, czy ktokolwiek w tym roku jechał rowerem w tym miejscu. Mimo to podążałem dalej ale nie ujrzałem już jakichkolwiek znaków. Dojechałem do rozgałęzień wału jak i przecinającej go drogi szutrowej ale oznaczeń dalej nie było. Objechałem po kawałku każdy potencjalny możliwy fragment trasy i dalej na nic nie natrafiłem. Stwierdziłem, że przejechałem cały OZNACZONY szlak Green Velo, zaś odcinek między Elblągiem a Kępinami Wielkimi jest nieoznaczony. Zjechałem na drogę do Elbląga (kto jechałby niewygodnym wałem, gdy trzy metry obok wiedzie wygodna asfaltowa droga?) licząc, że może na niej będą oznaczenia (mimo, że wcześniej jeden ze znaków nakazywał jazdę wałem).
Wracając się do Elbląga stwierdziłem, że na tym kończę przygodę z GV. Prawdopodobnie przejechałem cały oznaczony szlak, a nieoznaczone fragmenty mnie nie interesują. Wtedy z na przeciwka pojawił się rowerzysta z sakwami. którego zatrzymałem. Mówił, że też jedzie wzdłuż Green Velo, dziennie pokonuje około 180km, i jeszcze tego samego dnia chce dotrzeć do Gdańska. Powiedziałem mu, że dalej nie ma żadnych oznaczeń, co skwitował, że widać szlak jest źle oznaczony. Rozdzieliliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę.
Straciłem sporo czasu wobec czego do Malborka popedałowałem najkrótszą trasą, czyli drogą krajową numer 22. Zważywszy na fakt, że nie ma tam poboczy było to przejazd dostarczających sporo wrażeń, niekoniecznie pozytywnych. :-)
Na dworcu kolejowym udało mi się kupić bilet do Legionowa w dosyć komicznych okolicznościach, z jednej strony z powodu niedomagającego głośniczka, z drugiej ze względu na to co mówiła kasjerka. Głośniczek najpierw przerywał, więc musiałem prosić kilkukrotnie o powtórzenie słów, zanim zrozumiałem co szanowna pani wypowiedziała. Na koniec już nic nie mówiła, tylko długopisem pokazywała, to na wystukaną cenę, to na jakieś napisy. Niestety na najbliższe pociągi musiałem poczekać kilka godzin. Pani proponowała pociąg słoneczny, w którym miało być multum miejsc na rowery. Dwadzieścia minut wcześniej miał być pociąg, który oferował tylko kilka takich miejsc ale mnie zniechęcała do tego pociągu i mówiła, ze nie wie czy są tam wolne miejsca. Uczyniła to dopiero na moją zdecydowaną prośbę. Gdy okazało się, że są wolne miejsca, bez wahania wybrałem wcześniejszy skład - zawsze to lepiej być dwadzieścia minut wcześniej niż później.
Na dworcu przebywało również rowerowe małżeństwo z sakwami. Porozmawiałem chwilę z mężczyzną o ich wyprawie. Oni czekali na pociąg słoneczny. Przyjechał mój pociąg, wagon kolejowy okazał się prawie pusty. Oprócz mojego roweru, były w nim tylko jeszcze dwa bicykle. W przedziale siedziałem z dwójką osób (to chyba były ich rowery), która stale spała. Albo obydwoje na raz, albo jedno z nich. W czasie całej podróży nie zamieniłem z nimi ani jednego słowa. :-) Pociąg jechał dziwacznie, często miał postoje. W pewnym momencie dogonił nas pociąg słoneczny, tak, że gdy my opuszczaliśmy jakąś stację, to on właśnie na nią wjeżdżał. Później my mieliśmy dłuższe postoje i pociąg słoneczny nas wyprzedził. Ciężko dopatrzyć się logiki w funkcjonowaniu polskich kolei...
Zamiast w Legionowie wysiadłem w Nowym Dworze Mazowieckim i stamtąd, już w kompletnych ciemnościach, pojechałem do domu. To był ostateczny koniec mojej przygody z Green Velo.
=========================
Porównując rok 2016 do 2017, wydaje się, że Green Velo cieszy się coraz większą popularnością. Zwłaszcza na Lubelszczyźnie było to szczególnie widoczne. Na północ od Terespola rowerzystów-sakwiarzy było multum. W 2016 dojeżdżając do Terespola od strony południowej cyklistów było znacznie mniej. Porównując rok do roku jest zauważalny wzrost popularności. Również znacznie częściej spotykałem obcokrajowców, zaskakująco często było słychać język francuski. W poprzednim roku chyba nie natrafiłem na ani jednego obcokrajowca. Widać, że zwłaszcza na Warmii spora część rowerowych turystów nie trzyma się bezpośrednio szlaku i wybiera sobie wygodniejsze drogi. Mimo wielu mankamentów polecam przejechanie Green Velo bo to fajna przygoda. Tylko proponuję poświęcić wcześniej trochę czasu na rozeznanie warunków panujących na trasie aby nie dać się zaskoczyć np. z brakiem noclegów lub sklepów spożywczych po drodze, stanem nawierzchni (zwłaszcza po opadach) i tym podobnymi sprawami.
Rzeźba w Tolkmicku.
Green Velo © jarbla
Tolkmicko.
Green Velo © jarbla
Zalew Wiślany.
Green Velo © jarbla
Plaża w Kadynach.
Green Velo © jarbla
Kadyny c. d..
Green Velo © jarbla
Kadyny c. d..
Green Velo © jarbla
Kadyny.
Green Velo © jarbla
Kadyny.
Green Velo © jarbla
Stary zdezelowany port w Kadynach.
Green Velo © jarbla
Kadyny i Zalew Wiślany.
Green Velo © jarbla
Kadyny i Zalew Wiślany.
Green Velo © jarbla
Kadyny.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg.
Green Velo © jarbla
Elbląg. Akurat była dwunasta, więc miałem okazję wysłuchać bicia dzwonów.
Green Velo © jarbla
Statek "Tanais". Chyba jedyny morski statek, który w miarę regularnie kursuje między Elblągiem a Gdańskiem i portami niemieckimi.
Green Velo © jarbla
Statek rzeczny "Pingwin", który przybył do Elbląga z drugiej strony, wykorzystując śródlądowe drogi wodne (w tym pochylnie Kanału Elbląskiego) z Ostródy.
Green Velo © jarbla
Pasażerów można było policzyć na pacach jedne ręki. Z perspektywy czasu, myślę, że zrobiłem błąd nie wybierając tego środka transportu. Dzisiaj, będąc w Elblągu, popłynąłbym statkiem do Ostródy, a stamtąd rowerem do domu. Mając na uwadze małe obłożenie (wina niskiej temperatury) chyba nie protestowaliby przeciw mojemu rowerkowi.
Green Velo © jarbla
Granica Elbląga. Oznaczenia Green Velo nakazywału jazdę niewygodną koroną wału, podczas gdy obok wiodła sympatyczna droga. To były ostatnie oznaczenia szlaku jakie widziałem.
Green Velo © jarbla
Ostatnie oznaczenia Green Velo, w tym znak "koniec trasy" ze strzałką. Do kadru nie załapał się jeszcze jeden znak nakazujący wjazd na wał.
Green Velo © jarbla
Dworzec w Malborku.
Green Velo © jarbla
Malbork.
Green Velo © jarbla
Czekając na pociąg zrobiłem zdjęcie mapy. Widać wyraźnie, że według tego źródła koniec ma miejsce w Elblągu.
Green Velo © jarbla
Połowa wagonu rowerowego tylko dla mnie.
Green Velo © jarbla
W drugiej połowie dwa inne rowerki.
Green Velo © jarbla
Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017
Kategoria Sakwy, Szlaki rowerowe
GreenVelo, etap II (11)
d a n e w y j a z d u
83.69 km
35.00 km teren
06:50 h
Pr.śr.:12.25 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Lało.
Patrzyłem przez okno i nie wyglądało to ciekawie. Dłużej poleżałem w łóżku, a później niemrawo zacząłem się pakować. Gdy kończyłem się ogarniać deszcz ustał. Wyprowadziłem rower na zewnątrz a następnie zacząłem mocować sakwy. Gdy to kończyłem znowu rozpadało się. Stałem pod hotelowym dachem i czekałem. Po dwudziestu minutach intensywność opadu spadła do małego kapuśniaczka. Wtedy wyruszyłem.
Po kilku minutach deszcz ustal całkiem i miałem nadzieję, że to już koniec na dzisiaj. Jednak już kilka kilometrów za Pieniężnem znowu się rozpadało. Zatrzymałem się na drodze akurat na wprost domku z ogródkiem. Gdy wyciągałem z sakwy pelerynę przeciwdeszczową, pan zza ogrodzenia krzyknął, że kilkadziesiąt metrów dalej mam MOR. Nie zwlekając ani chwili od razu tam popedałowałem. Przesiedziałem pod wiatą kilkadziesiąt minut zanim mogłem znowu wyruszyć.
Większość budynków sprawiała smętne wrażenie. Widać było, że lata chwały mają za sobą. Nie remontowane popadały w kiepski stan, mimo iż wszystko wskazywało, że nadal mieszkają w nich ludzie.
W Pakoszach minąłem skrzyżowanie słynne na całą Polskę, które - gdyby trzymać się oznaczeń Green Velo - trzeba było objechać dookoła aby później skierować się na wprost. Przejechałem je, myślę, że jak większość rowerzystów, na wprost. Niedługo potem znowu zaczęło lać. Tym razem nie miałem gdzie się schować więc pedałowałem dalej. Korpus zabezpieczony przeciwdeszczową peleryną pozostał suchy ale spodnie, buty i czapka przesiąkły do cna.
Dojeżdżając do Braniewa byłem już w miarę suchy. Wprawdzie było chłodnawo ale silny wiatr od morza skutecznie osuszył odzież. Przed samym miastem musiałem odczekać kilkanaście minut przed szlabanem, zanim kolejarze skończyli przetaczanie pociągów.
W samym mieście w pewnym momencie urwało się oznaczenia. W tym samym momencie podszedł do mnie mężczyzna, któremu towarzyszyła żona i córka. Był bardzo zainteresowany moją dotychczasową podróżą. Jednocześnie oznajmił, że dalej szlakiem Green Velo nie przejadę z powodu remontu czy też budowy mostu. Wytłumaczył jak wyjechać z miasta i z powrotem wrócić na GV. Do tego dodał trochę uwag czego mogę się spodziewać w dalszej części podróży. On sam należał do lokalnego klubu rowerzystów i często jeździł ze znajomymi po okolicy.
Wyjechałem z miasta i wróciłem na trasę Green Velo. Tym niemniej wróciłem się szlakiem aby sprawdzić, z jednej strony czy rzeczywiście nie da się przejechać, z drugiej aby mieć zaliczone jak najwięcej szlaku. Jednego miejsca rzeczywiście nie dało się przejechać, bowiem było zagrodzone przez budowlańców. Na szczęście to było strata tylko kilkudziesięciu metrów. :-)
Jadąc wzdłuż Pasłęki dotarłem do dużej wody, czyli Zalewu Wiślanego, a następnie wzdłuż wybrzeża do Fromborka, gdzie zjadłem smażoną flądrę. W mieście było trochę turystów ale nie były to tłumy. Za miastem szlak odbijał w stronę pobliskich wzniesień, by następnie dotrzeć do Tolkmicka. O ile we Fromborku było jeszcze w miarę ciepławo, to później mocno się ochłodziło. Gdy wjechałem do portu w Tolkmicku to panowały tam pustki, wiało i było zimno jak jasny gwint. Nie licząc kilku dzieciaków byłem jedyną osobą w porcie. Później pojawiła się jedna para zakochanych (i zmarzniętych), a jeszcze później następna. Z pogody było zadowolonych chyba tylko kilka młodych kursantów szlifujących swój kunszt żeglarski na małych łódkach z żaglem. Również samo miasto - jakby nie było z pewnym potencjałem turystycznym - sprawiało wrażenie wymarłego. Nawet lokalne puby świeciły pustkami. Niska temperatura wygoniła wszystkich.
Z netu wiedziałem, że niedaleko jest pole namiotowe, więc zacząłem go szukać. Okazało się ono niezbyt imponujących rozmiarów ale była toaleta i możliwość umycia się. Byłem jedynym tego dnia, który rozbił namiot w tym miejscu. Według słów właścicielki, poprzedniej nocy też nocowali u niej rowerzyści, jadący w przeciwnym do mojego kierunku . Mimo zimna niektórzy nie rozbijali namiotów i spali w samych śpiworach. Gdy rano ujrzała jednego, tylko częściowo okrytego śpiworem, to myślała, że w nocy umarł z wychłodzenia. Długo opowiadała o głupocie młodych. :-) Mi też się dziwiła, że w takie zimno nocuję pod namiotem.
Zdjęcie zrobione pod hotelem w Pieniężnie. Za ogrodzeniem elewator.
Green Velo © jarbla
Za miastem zaskoczył mnie deszcz. Na szczęście przeczekałem go w MOR-ze.
Green Velo © jarbla
Czekając na przejaśnienie. Dopiero oglądając na komputerze te zdjęcie zauważyłem, że ze stojaków rowerowych ktoś ukradł tabliczki z logo Green Velo. Siedząc w wiacie nie rzuciło mi się to w oczy.
Green Velo © jarbla
Remontowany kościół, mijany po drodze. Pewnie zabytkowy.
Green Velo © jarbla
Warmia. Kiedyś całkiem ładny budynek, teraz ruina. To zdjęcie jest dobrym podsumowaniem tego rejonu.
Green Velo © jarbla
Pakosze i jego słynne skrzyżowanie. Temat poruszany wielokrotnie na stronach poświęconych Green Velo. Niedługo później ponownie się rozpadało, tym razem nie miałem gdzie się schować, więc dziarsko pedałowałem dalej.
Green Velo © jarbla
Braniewo, kolejarze przetaczają wagony. Trochę to trwało.
Green Velo © jarbla
Braniewo.
Green Velo © jarbla
Braniewo.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Dalej Braniewo.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Szlak w Braniewie był nieprzejezdny z powodu prac budowlanych. Mimo to maksymalnie zbliżyłem się do tego miejsca, zarówno z jednej jak i drugiej strony.
Green Velo © jarbla
Braniewo, w tle rzeka Pasłęka. Na brzegu pontony/pomosty, których podwodną część kadłubów rdza przeżarła na wylot.
Green Velo © jarbla
Za Braniewem jechałem wałem, po prawej Pasłęka.
Green Velo © jarbla
Pasłęka.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Miejscowość Stara Pasłęka.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Jedno z dwóch ujść Pasłęki do Zalewu Wiślanego. Zdjęcie zrobione kompaktowym aparatem fotograficznym.
Green Velo © jarbla
Zdjęcie zrobione w tym samym miejscu telefonem BlackBerry Z30.
Green Velo © jarbla
Trzciny a dalej Zalew Wiślany.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Frombork.
Green Velo © jarbla
Frombork, zdjęcie pod słońce.
Green Velo © jarbla
Frombork.
Green Velo © jarbla
Port w Tolkmicku i statek "Elwinga".
Green Velo © jarbla
Tolkmicko. Jedna z małych żaglówek z młodym adeptem żeglarstwa na pokładzie.
Green Velo © jarbla
Tolkmicko.
Green Velo © jarbla
Tolkmicko.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Sierpień w Tolkmicku. Zdjęcie zrobione niedaleko portu - pustki totalne.
Green Velo © jarbla
Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017
Kategoria Sakwy, Szlaki rowerowe
GreenVelo, etap II (10)
d a n e w y j a z d u
107.33 km
35.00 km teren
08:10 h
Pr.śr.:13.14 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Patrzyłem na mapę i oceniłem, że w linii prostej odległość jaką pokonam będzie niewielka, tzn. stosunkowo mało przesunę się na zachód w stosunku do punktu startowego. Wynikało to z faktu wytyczenia Green Velo trasą dosyć mocnym łamańcem. Na przykład na samym początku droga prowadziła na południe i lekko na wschód, by dopiero później skierować się na zachód.
Ale to miało być później. Najpierw udałem się na posiłek, do karczmy w sąsiednim budynku (wszystko w cenie noclegu w hotelu). Posiłek był naprawdę dobry i byłem pozytywnie zaskoczony jego obfitością. Mając spory wydatek energetyczny zjadłem wszystko, łącznie z sałatą, na której leżały produkty. :-) Normalnie wystarczyłaby mi połowa tego co zaserwowano na stole. Co tu dużo pisać, najadłem się do syta.
Pogoda była niejednoznaczna. Początkowo ubrałem się na ciepło ale w mieście pakując się na rower zrobiło mi się za gorąco. Później, gdy wyjechałem z Bartoszyc lekko marzłem i ponownie musiałem coś na siebie zarzucić.
Za to na początku sprzyjał mi los w kwestii opadów. Po okolicy przechodziły nawałnice, ale na ogół omijały mnie. Często przejeżdżałem przez miejsca, w których niedawno padało, z mokrą nawierzchnią i okazałymi kałużami. Ja na razie miałem sucho. Za to, wraz ze zbliżaniem się do wybrzeża, potęgował się wiatr. Wiatry na polskim wybrzeżu na ogół wieją z zachodu na wschód, więc nie ułatwiały mi zadania.
Opuszczałem Bartoszyce. Jeszcze na terenie miasta natknąłem się na małżeństwo podróżujące z dwójką swoich dzieci na rowerach z sakwami. Za samym miastem jechałem kiepską drogą, zbudowaną z sześciobocznych płyt. Z tego fragmentu trasu nie zapamiętałem ciekawych epizodów.
Teraz wygłoszę jedną ogólną opinię na temat lokalnych dróg północnych Mazur oraz Warmii. Otóż przez kilka dni jeżdżąc po drogach gminnych i powiatowych, na terenie których poprowadzono Green Velo, byłem zszokowany ich stanem. Chyba nigdzie w Polsce ich stan nie jest tak zły. Były jezdnie na których więcej znajdowało się łat niż oryginalnej nawierzchni. I nie była to kwestia jakiegoś miejsca lub fragmentu, lecz taki stan utrzymywał się na całej długości szosy! Byłem tym na prawdę zdumiony; po prostu nie sądziłem, że w Polsce w roku 2017 są jeszcze takie miejsca. Jazda rowerem po takim tworze drogopodobnym była męcząca i nie dawała możliwości rozpędzenie się do większej prędkości. Wygodniej było jechać po szutrach, a jak była możliwość, na wyjeżdżonym fragmencie obok jezdni. Być może moja ocena jest surowa i nie należy jej uogólniać na cały rejon ale oceniam to co widziałem. A widziałem te miejsca po których wiódł szlak Green Velo. Gdybym miał ocenić na tej podstawie w kilku słowach to był to rejon wielkiej biedy.
Dotarłem do Stoczka Klasztornego w którym znajduje się klasztor i sanktuarium mające tytuł bazyliki mniejszej. Są miejsca, w których czas płynie wolniej i do takich zaliczyłbym Stoczek Klasztorny. Zatrzymałem się, chodziłem niespiesznie dookoła klasztoru i bez pośpiechy pstrykałem zdjęcia.
Ruszyłem w stronę Lidzbarka Warmińskiego. Wcześniej czytając o tym mieście (w kontekście Green Velo) często spotykałem się ze słowami krytyki w kwestii wytyczenia szlaku. Teraz sam miałem przekonać się, czy miały one uzasadnienie. Zarzuty do przejazdów przez jezdnię pominę. Inny zarzut dotyczący poprowadzenia szlaku przez schody chyba wydaje się wyolbrzymiony, bowiem obok można było zjechać po pochylni. Być może dla kogoś jest to problem, dla mnie nie był. Natomiast za idiotyczną uważam sytuację w parku przy jakimś zbiorniku wodnym. Otóż na trasie Green Velo postawiono w tym miejscu parku... zakaz jazdy na rowerze. Ja, skoro jechałem GV, olałem to i przejechałem ten, niezbyt długi fragment, na rowerze. Na prawdę ciężko znaleźć jakiekolwiek słowa na usprawiedliwienie tego stanu rzeczy. Przy wyjeździe z miasta dotarłem do ronda, przed którym ustawiono znak informujący, że szlak dalej prowadzi... w trzech kierunkach. Ten znak to chyba była jakaś złośliwość. Tym bardziej, że za rondem nie ma żadnych oznaczeń, więc odnalezienie właściwej drogi zajęło chwilę (trzeba było jechać na wprost).
Lidzbark był ostatnim miastem, w którym widziałem większą ilość skawiarzy. Co ciekawe, od momentu wjazdu na teren województwa warmińsko-mazurskiego ilość cyklistów z sakwami, spotykanych na trasie, znacząco spadła. Natomiast natrafiało się na nich w miastach na szlaku. Widać spora grupa ludzie nie trzymała się ściśle wytyczonej drogi i skracała sobie trasę między miastami, wykorzystując wygodniejsze alternatywne połączenia. Między Lidzbarkiem Warmińskim a Elblągiem liczba sakwiarzy spadła do niskiego poziomu, kilku osób na cały dzień.
Za Lidzbarkiem Warmińskim natknąłem się na słynny na całą Polskę fragment drogi rowerowej pokryty nawierzchnią fluorescencyjną, dzięki czemu jej powierzchnia świeciła w nocy. Nawierzchni z bliska przypominała stopione szkliwo. Był to króciutki odcinek.
Później szlak odbił w pola. Wtedy pogoda zaczęła się psuć i rozpadało się. Na moje szczęście z początkiem opadów dojeżdżałem do MOR-a w którym przeczekałem kilkudziesięciominutowy opad deszczu.
Odcinek pomiędzy Lidzbarkiem a Pieniężnem nie utkwił mi szczególnie w pamięci. Pisząc te słowa, po kilku miesiącach od przejazdu, pamiętam słynne na całą rowerową Polskę barierki, które chroniły cyklistów przed nie wiadomo czym. A poza tym to pola, pola, czasem leśny fragment. I nic więcej.
Dotarłem do Pieniężna, w którym był nawet hotel. Wprawdzie sąsiedztwo miał nieciekawe w postaci elewatora (z którego stale dochodził hałas) ale za to do biedronki było tylko dwadzieścia metrów. Pani na recepcji stwierdziła, że jutro powinienem dotrzeć do Elbląga, na co odpowiedziałem, że raczej tak się nie stanie, bowiem nie będę jechał najkrótszą trasą ale zgodnie ze szlakiem muszę jeszcze zaliczyć Braniewo. W hotelu zauważyłem rozłożone materiały o Green Velo. Oprócz mnie nocowali robotnicy budujący w okolicy drogę. Późnym wieczorem, ktoś zapukał do moich drzwi. Gdy otworzyłem jakaś Ukrainka spytała o której wyjeżdżam. Gdy odpowiedziałem, że między ósmą a dziewiątą, stwierdziła, że dobrze, bo oni o siódmej. Chyba mój rower (który został na dole) zastawili jakimiś gratami. Ale skoro wyruszali przede mną to nie stanowiło to kłopotu.
Bartoszyce.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Kościół z 1388 w Galinach.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Niedawno padało.
Green Velo © jarbla
Na kilku poniższych zdjęciach Stoczek Klasztorny.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Na kilku poniższych zdjęciach Lidzbark Warmiński.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Słynna, świecąca w nocy, droga w okolicach Lidzbarka Warmińskiego.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Leje deszcz. Na szczęście schroniłem się na czas.
Green Velo © jarbla
Słynne warmińskie barierki na szlaku Green Velo.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
A ciągną się one dłuuuugo...
Green Velo © jarbla
A tu można przeczytać ile wydano m. in. na barierki na Warmii.
Green Velo © jarbla
Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017
Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe
GreenVelo, etap II (9)
d a n e w y j a z d u
136.34 km
35.00 km teren
09:36 h
Pr.śr.:14.20 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Rankiem tego dnia nie padało, a nawet słońce świeciło. Tym niemniej było znacznie chłodniej. Zastanawiałem się jak się ubrać, ostatecznie stwierdziłem, że założę mimo wszystko krótkie spodenki i koszulkę na krótki rękaw. Przemierzałem Gołdap, w której spostrzegłem punkt informacji turystycznej. Od razu tam zajechałem, gdzie dostałem trzy mapki już do samego końca Green Velo, czyli jak wynikało z treści otrzymanych materiałów, do Elbląga. W jednych z zeszłorocznych wpisów opisywałem jak nowopoznany cyklista dostał w Szczebrzeszynie mapki opisane cyrylicą. Ja teraz otrzymałem mapki w języku... niemieckim. Nic to, ważne, że droga była dobrze pokazana.
Gdy stałem pod punktem informacji turystycznej podjechał do mnie sakwiarz i rozpoczął rozmowę po angielsku. Pytał skąd jadę i dokąd. On wcześniej przejechał Estonię, Łotwę, Litwę, a teraz znalazł się w Polsce. Pochodził z Wielkiej Brytanii. Noclegi wynajdował na Warmshowers (w pierwszej chwili nie zaskoczyłem, że chodzi o stronę internetową i się zdziwiłem, że nagle mówi o ciepłej kąpieli ;-) ).
Wyjechałem z Gołdapi, słońce zaszło i zrobiło się... przeraźliwie zimno. Do tego spory wiatr potęgował to odczucie. Na najbliższym MOR-ze wyciągnąłem ciepłe ubrania i szybko się przebrałem. Początkowo nawierzchnia była utwardzona, później dominowały szutry, poprowadzone w miejscu dawnych linii kolejowych.
Na jednym z MOR-ów spotkałem kolejną parę. Opowiadali, że po drodze widzieli dzieci na rowerach z sakwami młodsze niż 10 lat. Patrząc na takie dzieciaki robiło się im wstyd, że jeżdżą mało na rowerze. Odpowiedziałem im, że sam też takie widoki widziałem w okolicach Terespola.
Nawiązując do jednego z poprzednich wpisów odnośnie stylu stawianych wiat na szlaku, to stwierdzam, że panował całkowity miszmasz. Nie było jednego charakterystycznego stylu, a prawie każda wiata była inną konstrukcją.
Przed Węgorzewem dogoniłem innego sakwiarza. Jechał dosyć starym rowerem a na tylnych sakwach miał rozłożoną kamizelkę odblaskową. Sądząc po stopniu jej wyblaknięcia, chyba już długo był w podróży. Okazał się obcokrajowcem, piszą te słowa po wielu miesiącach nie pamiętam dokładnie skąd. Porozmawialiśmy trochę po angielsku i wyprzedziłem go. Widziałem go jeszcze raz następnego dnia. Ewidentnie nie jechał dokładnie Green Velo raczej trzymając się utwardzonych nawierzchni.
Często widywałem sakwiarzy i sakwiarki jadących z otwartymi sakwami, susząc przemoczone ubrania. Nie tylko ja zmokłem w ostatnim czasie. :-)
W Węgorzewie znajdują się ruiny śluzy nieukończonego Kanału Mazurskiego. Zjechałem nawet w jej kierunku ale ostatecznie zrezygnowałem z pomysłu jej zwiedzania. Samej budowli nie było widać, bowiem przysłonięta była gęstą szatą roślinną. Do tego na parkingu siedział pan na krzesełku pobierający opłatę. Stwierdziłem, że za coś takiego płacił nie będę i pojechałem dalej.
Niedługo później wjechałem na teren, na którym przed chwilą przeszły opadu deszczu. Cały teren pokryty był wilgocią, pełno było świeżych kałuż, a ja jechałem suchy. Szczęście tym razem mi sprzyjało. :)
Za Węgorzewem było monotonnie. Jechałem poprzez wielohektarowe pola uprawne, gdzieś w oddali było widać pojedyncze budynki. Przypomniałem sobie wtedy słowa Adama, który mówił o tym miejscu, że tu nic nie ma. Prawdę powiedziawszy niewiele ciekawego było... Również sakwiarzy jakby wywiało i nie napotykałem ich na drodze.
Mijana okolica sprawiała wrażenie niesamowicie biednej. Budynki i obejścia zaniedbane. Część domów, pochodzących zapewne z okresu przedwojennego, sprawiała wrażenie, jakby ani razu od tamtego momentu nie zaznała remontu. Stare dachy z popękaną dachówką dopełniały tego obrazu. Również drogom, po których jechałem, daleko było do dobrego stanu.
Trzeba było pomyśleć o noclegu. Teraz z kolei przypomniałem sobie słowa dwójki cyklistów spod Suwałk, że tu nie ma żadnych noclegów. Korzystając z netu ustaliłem, ze w niedalekiej odległości mogą być trzy obiekty agroturystyczne. Zjechałem do pobliskiej wsi ale nic nie znalazłem. Mijani miejscowi dziwnie się patrzyli. Wróciłem na drogę. Stwierdziłem, że jadę szlakiem dalej i może coś się wreszcie trafi, a jak nie, to rozbiję namiot. Wraz z opadającym słońcem robiło się coraz chłodniej.
Jechałem dalej. Patrząc na mapę zacząłem się zastanawiać, czy by się nie spiąć i dotrzeć do Bartoszyc. Z opisu mapy wynikało, że powinny tam być obiekty noclegowe. W końcu postanowiłem, że jadę do tego miasta. Noga już nie doskwierała więc cisnąłem mocniej. Dotarłem tam już w solidnym półmroku i od razu skierowałem się do pierwszego motelu. Pracownica nie umiała mi odpowiedzieć czy mają wolne miejsca, bowiem ona się tym nie zajmuje, a koleżanka już skończyła pracę. Pojechałem do drugiego motelu ale tam nie mieli już wolnych miejsc. Tymczasem zapanowała całkowita ciemność. Trochę byłem poirytowany całą sytuacją i trochę zły na siebie, że nie rozbiłem wcześniej namiotu gdzieś po drodze. Teraz po zmroku byłoby to trudne. Zamontowałem oświetlenie, założyłem kamizelkę odblaskową i powoli skierowałem się do centrum miasta. Dotarłem do jakiegoś hotelu i dopiero tutaj udało mi się wynająć pokój. Pan z recepcji był rozentuzjazmowany moją osobą. Cały czas wypytywał mnie o różne sprawy związane z moją wyprawą. Nie mógł wyjść z podziwu, że przejechałem dzisiaj 130km (jakby to było duże osiągnięcie...). Przy recepcji zauważyłem różne materiały reklamowe o okolicy, w tym i o Green Velo. Było już późno zanim się wymyłem, rozpakowałem i coś zjadłem. Zmęczony poszedłem spać.
Most-precelek w Gołdapi.
Green Velo © jarbla
Gołdap.
Green Velo © jarbla
Gołdap.
Green Velo © jarbla
Gołdap.
Green Velo © jarbla
Tuż za Gołdapią.
Green Velo © jarbla
Droga rowerowa za Gołdapią.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Na sporych fragmentach szlak wiedzie po dawnych trasach kolejowych.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Jedna z wiat z niesamowitą ilością wsporników.
Green Velo © jarbla
MOR mijany po drodze. Zwraca uwagę duża ilość stojaków rowerowych.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Pomnik w jedej z mijanych miejscowości, nie pamiętam gdzie dokładnie. Może ktoś w komentarzu napisze lokalizację? ;-)
Green Velo © jarbla
Stary kościół gotycki mijany po drodze. Zwraca uwagę stan budynku po lewej stronie, niestety częsty widok w tym rejonie...
Green Velo © jarbla
W przeciwieństwie do Mazowsza, gdzie królują małe różnorodne poletka, w północnej części Mazur są one znacznie większe i ciągną się bez mała po horyzont. Trochę monotonny widok.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017
Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe