jarbla prowadzi tutaj blog rowerowy

jarbla

GreenVelo, etap II (3)

d a n e w y j a z d u 125.99 km 35.00 km teren 08:02 h Pr.śr.:15.68 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Wtorek, 15 sierpnia 2017 | dodano: 12.01.2018

Rano pobudka, śniadanie, a następnie szybkie pakowanie się. Moich wczorajszych rozmówców już niespotkałem: albo wyjechali wcześniej, albo jeszcze spali. Udałem się do garażu, przed którym stało kilku innych głośno rozmawiających rowerzystów, zamontowałem sakwy i ruszyłem w drogę.

Po drodze natrafiłem na MOR w miejscowości Werchliś zlokalizowany chyba na prywatnym terenie, na którym prowadzono kiedyś działalność hotelarsko-gastronomiczną. Problem polegał na tym, że właściciel zawiesił działalność gospodarczą a cały ogrodzony teren zamknął na przysłowiowe cztery spusty. Jednakże tuż obok bramy ktoś... zniszczył mały fragment ogrodzenia, tak, że każdy mógł się dostać do środka. Może był to zmęczony rowerzysta, który np. chciał się schronić przed deszczem pod greenvelową wiatą? :-)

Przemierzając pustkowia w pewnym momencie natknąłem się na kilkanaście prac miejscowego artysty. Można było zobaczyć m. in. wiklinowy powalony balon z napisem "Waiting for heaven", budkę z kilkudziesięcioma starymi butami pomalowanymi na biało, około dwudziestu tabliczek w jednym miejscu, przy drodze, na których nic nie było napisane, a także kilka kobiecych postaci. O poziomie artystycznym tych dzieł nie będę się wypowiadał, kilka zdjęć jest zamieszczonych poniżej tego tekstu

Trzymając się szlaku dotarłem do Niemirowa nad Bugiem. Nad brzegiem mojej ulubionej rzeki była stosunkowo spora infrastruktura składająca się kilku wiat, stojaków na rowery, koszy oraz betonowej ławeczki z ilością kilometrów do Końskich i Elbląga, a więc miejscowości granicznych GreenVelo. Z opisu wynikało, że przejechałem 987km szlaku Green Velo, a do celu, czyli Elbląga, pozostało jeszcze 902km. Większość trasy już za mną... Samo miejsce było całkiem miłe: rozłożysta, koszona łąka, z niezarośniętymi brzegami. Można by się położyć i leżeć na trawie.

Jednak los spłatał figla, bowiem na miejscu nie było żadnego promu. Przez chwilę zastanawiałem się, czy łódź po drugiej stronie rzeki nie jest owym promem. :-) Z tablicy można było wyczytać, że prom kursuje tylko w dni nieparzyste (co samo w sobie jest już dość osobliwe) ale wtedy był właśnie nieparzysty, więc przeprawa powinna działać. Na tablicy przy przeprawie był podany numer telefonu do przewoźnika, więc zadzwoniłem. Odezwała się tylko automatyczna skrzynka, z nagraną informacją, że z powodu niskiego stanu wody w rzece, przeprawa promowa została zawieszona.

Gdy zbierałem się do odjazdu, nadjechały na rowerach trzy osoby, prawdopodobnie pięćdziesięciokilkuletnie małżeństwo z dorosłym synem. Też byli zawiedzeni brakiem przeprawy ale za to uzyskałem od nich informację, że w niedalekim Zaburzu powinienem bez problemu przeprawić się na drugi brzeg. Porozmawialiśmy kilka minut. Sami mieli odwiedzić - o ile dobrze pamiętam - pobliski kamieniołom wapnia, a później ruszyłem w drogę. Napotkanych cyklistów informowałem, o tym, że przeprawa jest nieczynna.

Szlakiem łącznikowym GV ruszyłem do Zaburza. Już w sporej odległości od przeprawy ciągnęła się kolejka samochodów oczekujących na transport na drugi brzeg. Ja, jadąc rowerem, wyprzedziłem ich wszystkich i razem z czołem kolejki wjechałem na stateczek. Co warte odnotowania, nie byłem jedynym cyklistą na pokładzie. 

Korzystając z wyżej opisanej drogi przejechałem jednego dnia przez trzy województwa. Opuściłem województwo lubelskie, na chwile wjechałem na teren województwa mazowieckiego, by po chwili znaleźć się w województwie podlaskim. Od teraz zdecydowana większość mijanych świątyń to były cerkwie. Ktoś przy drodze - chyba prywatnym sumptem - ustawił zestaw narzędzi i pompkę dla cyklistów. 

Dotarłem do Moszczony Królewskiej, gdzie trochę odsapnąłem i coś podjadłem w MOR-ze. Po pewnym czasie, z drugiego kierunku, nadjechały trzy osoby. Posiedzieliśmy chwilę razem i dyskutowaliśmy na różne tematy. Ja ze swojej strony ostrzegłem ich o tym, że przeprawa w Niemirowie jest nieczynna. Dla mnie ten fakt nie był tak uciążliwy, bowiem jadąc do następnego promu, jechałem niejako przed siebie. Z ich punktu widzenia sytuacja byłaby gorsza, bowiem musieliby się wracać, żeby przedostać się na drugą stronę rzeki. Tradycyjnie w takich sytuacjach, poinformowaliśmy się czego należy spodziewać i na co uważać na najbliższych kilometrach.

Ruszyłem w dalszą drogę. Pamiętam, że zaraz potem wspinałem się na piaskowej drodze pod sporawe wzniesienie. Później jechałem przez lasy, w których leżało dużo powalonych przez niedawne wichury drzew. Było ich na prawdę sporo. Teren był słabo zaludniony, długo przemieszczałem się nie widząc żadnych zabudowań. Jadąc swoim rytmem dotarłem do cerkwi, a za chwilę następnej. Byłem na świętej górze prawosławnych - Grabarce. U stóp świątyni było kilka straganów, w tym jeden sióstr zakonnych, przy których ludzie nabywali różne produkty. Oprócz "normalnych" pielgrzymów i turystów, co kilka lub kilkanaście minut, pojawiał się nowy cyklista.

Od razu dało się zauważyć zupełnie inną filozofię wytyczenia szlaku w województwie podlaskim, w porównaniu do Lubelszczyzny. W województwie lubelskim rowerzyści przemieszczali się po bezdrożach, bądź utwardzonych drogach, ale głównie na odludziu "podziwiając" piękno przyrody. Na Podlasiu szlak został wytyczony w ten sposób, aby zaliczyć jak najwięcej atrakcyjnych miejsc. Stąd jego trasa nie wiodła prosto, tylko wiła się zygzakiem na sporym obszarze. Województwo to biorąc rowerzystę w swoje objęcia nie chciało szybko wypuścić. ;-)

Opuściłem Grabarkę i... sporo się nakręciłem zanim odnalazłem właściwą drogę. Wydało mi się mało prawdopodobne aby dalsza trasa wiodła najgorszym możliwym rozwiązaniem - a jednak tak było. Trzeba było wjechać na wzniesienie po wielkim kopnym piachu, i dopiero po pewnym czasie wjeżdżało na żwirową drogę, która nie była solidnie ubita, wobec czego przemieszczanie się po niej wymagało sporego wysiłku. Przez najbliższe kilometry mijałem się z parą innych cyklistów. Raz ja ich wyprzedzałem gdy oni odpoczywali, a później oni mnie. Tym niemniej jechałem coraz wolniej, bowiem zaczynało mi doskwierać kolano. Ból z upływem kilometrów narastał, przez co jechałem wolniej i częściej robiłem postoje. Wymagająca nawierzchnie również nie ułatwiała sprawy. Para, z którą się wymijałem, jechała na góralach, ja na rowerze ze stosunkowo cienkimi oponami. Mając to wszystko na uwadze nie dziwi fakt, że po kilkunastu kilometrach ostatecznie mnie wyprzedzili.

Stosunkowo długo jechałem kiepskimi żwirówkami, zanim zjechałem na asfaltową szosę. Jechałem powoli, oszczędzając kolano. Wtedy dogonił mnie mężczyzna z małym dzieckiem, które spało na tylnym foteliku. Zrównał się ze mną i rozpoczął rozmowę. Mi w takiej sutyacji nie wypadała za wolno jechać, więc mimo bólu kolana przyspieszyłem. Na początku chciał mi towarzyszyć do najbliższego sklepu (wbrew pozorom w tamtych realiach to kilka kilometrów), później stwierdził, że potowarzyszy mi do następnego sklepu spożywczego w kolejnej wsi, a później - upewniwszy się, że dziecko śpi - przejechał ze mną następne kilometry. :-) Pochodził z Gdańska i spędzał urlop okolicach, bowiem miał już dość zimnego Bałtyku i stwierdził, że musi się wygrzać w cieplejszym miejscu. Długo rozmawialiśmy na różne tematy, w tym o... kolejkach wąskotorowych, aż w końcu się rozstaliśmy. 

Był już wieczór. Szlak był tak wytyczony, że przez wiele kilometrów jechałem tylko lasami. Zacząłem się zastanawiać, czy nie rozbijać namiotu w lesie. Wreszcie wyjechałem w bardzo małej wsi Czechy Orleańskie i - o dziwo - jeden dom oferował pokoje na wynajem. Nie wiele zastanawiając się zadzwoniłem na numer wskazany na szyldzie. Odebrała pewna pani ale okazało się, że nic z tego nie wyjdzie, bo teraz jest w pracy i nikogo nie ma w domu. Jechałem dalej. Po opuszczeniu wsi sprawdziłem na telefonie czy nie ma w okolicy noclegów. Okazało się, że za kilka kilometrów powinienem dotrzeć do miejsca gdzie będę mógł przenocować. Po niedługiej chwili dotarłem do ośrodka wypoczynkowego Bachmaty, położonego nad małym zbiornikiem wodnym, który na mapach nawet nie ma swojej nazwy. Tam wynająłem pokój na noc.
 
Green Velo
Green Velo © jarbla

MOR Werchliś
Morchliś
Werchliś © jarbla

Green Velo, Morchliś
Green Velo, Werchliś © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Poniżej kilka prac miejscowego artysty.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Poniżej kilka zdjęć przeprawy promowej w Niemirowie.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Gdyby ktoś miał problemy techniczne to mógł w tym miejscu dokonać drobnych napraw.
Green Velo
Green Velo © jarbla

W Zabużu na szczęście przeprawa promowa działała.
Prom na Bugu
Prom na Bugu © jarbla

Na rzece Bug
Na rzece Bug © jarbla

Na rzece Bug
Na rzece Bug © jarbla

Prom na Bugu
Prom na Bugu © jarbla

Prom na Bugu
Prom na Bugu © jarbla

Cerkiew.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla


Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla


Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla

Grabarka
Grabarka © jarbla

Grenn Velo
Grenn Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green
Green © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo, Nurzec-Stacja
Green Velo, Nurzec-Stacja © jarbla

Green Velo, Nurzec-Stacja
Green Velo, Nurzec-Stacja © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Kolejna cerkiew.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla



Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (2)

d a n e w y j a z d u 129.33 km 0.00 km teren 08:05 h Pr.śr.:16.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 | dodano: 11.01.2018

Po spożytym śniadaniu wyruszyłem w dalszą drogę. Na samym początku musiałem przejechać przez całe Siedlce, głównie po drogach rowerowych. Jak to często bywa, są one w pewnych miejscach obficie pokryte potłuczonym szkłem. Starałem się omijać takie miejsca ale niestety kilka razy zdarzyło mi się  przejechać po nim. Po  każdym takim zdarzeniu nasłuchiwałem, z duszą na ramieniu,  czy powietrze nie zaczyna się ulatniać z dętki ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Później jechałem głównie przez tereny wiejskie, od czasu do czasu, przejeżdżając przez jakieś miasteczko lub wieś. 

Po drodze minąłem pomnik-działo 76mm w miejscowości Mordy, kopiec usypany ku czci Piłsudskiego w Majówce-Zawadach oraz... łódź sondażową "Ł-3" w Łosicach. Widok tej ostatniej zdumiał mnie, bowiem nie kojarzyłem żadnych tradycji żeglugowych z tym regionem. Statki żeglugi śródlądowej pływały kiedyś na Bugu, Narwi, Biebrzy, Pisie czy Sanie.... ale tutaj?! (Inna sprawa, że wymienione rzeki, wobec wielu lat zaniedbań, obecnie praktycznie nie nadają się w ogóle do takiego użytkowania). Dopiero lektura tablicy informacyjnej, pozwoliła stwierdził, że "Ł-3" to w zasadzie dawny okręt marynarki wojennej, którego wrak został wydobyty, odrestaurowany i w ramach projektu Lechistarter ustawiony w Łosicach jako atrakcja.

Opuściłem Siedlce i jechałem dalej na wschód. Przeloty po terenach z niezabudowanym krajobrazem stawały się coraz dłuższe. Minąłem granicę między Mazowszem i Lubelszczyzną, a następnie dojechałem do Konstantynowa, którego najbardziej charakterystycznym obiektem bez wątpienia był pałac Siedlnickich z 1744 roku.  

Szybko zbliżałem się do szlaku GreenVelo i rozmyślałem nad jednym faktem, który większości może się wydać śmieszny. :) Wszystko wskazywało bowiem, że na szlak wjadę około 20km od miejsca, w którym zakończyłem swoją eskapadę w zeszłym roku. Wobec tego rozmyślałem, czy wracać się do Terespola, tak aby zachować ciągłość przebytej drogi, czy olać ten mały fragment, który wobec całości drogi rowerowej liczącej prawie 2000km niewiele znaczy. Ostatecznie uznałem, że dojadę dokładnie do punktu do którego dotarłem w zeszłym roku. Głupio by było później słuchać przytyków, że jednak nie przejechałem całego GreenVelo, bowiem zabrakło do całości ~20km. ;-)

Odkąd wyruszyłem, nie napotkałem na swojej drodze ani jednego sakwiarza. Ba, nawet rowerzystów (poza Sielcami) nie było za wielu. Za Konstantynowem zacząłem napotykać ludzi na rowerach w coraz większej ilości, spośród których od razu można było wyróżnić urlopowiczów. Natomiast gdy wjechałem na szlak nastąpiła istna eksplozja napotykanych rowerzystów i to głównie sakwiarzy. W zeszłym roku, chyba przez całą wyprawę, nie napotkałem tylu cyklistów ze sakwami, ile tego jednego dnia. Ludzie jeździli w różnych konfiguracjach: samotnie, w damsko-męskich parach, albo dwie pary, grupami po kilku bądź kilkunastu rowerzystów, rodzice z małymi dziećmi, których rowery również były obciążone sakwami. W jednym wypadku widziałem dziecko, towarzyszące swoim rodzicom, również z sakwami, które na oko wyglądało na młodsze niż dziesięć lat! Mimo to dziarsko pedałowało i dotrzymywało tempa rodzicom i starszemu rodzeństwu. Również wiek cyklistów był bardzo zróżnicowany: od dzieci po dziarskich emerytów, również tych z wydatnymi brzuszkami. Ewidentnie popularność Green Velo znacząco wzrosła!

Minąłem Janów Podlaski, w którym początkowo chciałem zrobić kilka zdjęć. Jednakże nie zrobiłem tego, odkładając ten moment na jutrzejszy dzień (w końcu i tak będę przejeżdżał tą samą drogą). Uprzedzając bieg wypadków, napiszę, że jednak nic nie pstryknąłem. Następnego dnia przejeżdżając obok interesujących mnie pomników, akurat w tym momencie, skończyła się msza święta w pobliskim kościele. Ponieważ wychodziło dużo osób, stwierdziłem, że nie będę czekał na odpowiedni moment i odpuściłem temat. Jest to kolejne potwierdzenie na prawdziwość przysłowia: zrób dziś, co masz zrobić jutro. ;) 

Pędząc do niedalekiego Terespola minąłem wieś Bohukały, w którym zauważyłem sklep spożywczy, a na nim szyld z informacją o noclegach. Zawróciłem. W sklepie i obok niego było kilku rowerzystów, raczej starszych wiekiem, choć bez sakw, to ubrani w obcisłe dzianka. Ci chyba tylko robili zakupy. Zapytałem właściciela, czy ma wolne miejsca, na co odpowiedział, że już nie ma, ale jeżeli jestem sam to postara się coś wykombinować. Ponieważ pozostało jeszcze trochę czasu do wieczoru, wziąłem od niego wizytówkę z telefonem i umówiłem się, że gdy dojadę do Terespola to zadzwonię. Jeżeli miejsce będzie jeszcze wolne, to je zarezerwuję, jeżeli nie to poszukam noclegu w Terespolu.

Ruszyłem w dalszą drogę w kierunku Terespola, najkrótszą trasą, szybko pedałując. Po drodze natknąłem się na czołg na cokole, który nie omieszkałem obfotografować. Zjeżdżając z wzniesienia, napotkałem grupę około dwudziestu chłopaków (na oko w wieku około dwudziestu kilku lat). Część z nich sprawiała wrażenie jakby przeceniła swoje możliwości i miała już dość jazdy. Jeden z nich krzyknął do mnie o odległość do jakiegoś miejsca ale za nim zorientowałem się o co mu dokładnie chodzi, przemknąłem obok nich z dużą prędkością. Pisząc te słowa, nawet nie pamiętam, czy zdążyłem im coś odpowiedzieć

Gdy zbliżałem się do miasta, popadłem w lekki nastrój melancholii i zadumy. Dokładnie rok temu byłem w tym miejscu. Teraz jestem tu ponownie. Czas szybko leci... Dotarłem w okolice dworca i jechałem dokładnie tą samą drogą, po której kręciłem się w zeszłym roku. Przy szlabanach wjechałem ponownie na szlak, tym samym zachowam ciągłość przejazdu po GV. :-).

Odjechałem kawałek i próbowałem zadzwonić do właściciela sklepiku z noclegiem. Niestety telefon łapał tylko białoruskie sieci. Wyłączyłem roaming i ręcznie ustawiłem polską sieć. O ile w przypadku sieci białoruskich miałem sygnał pełnej mocy, o tyle w przypadku polskiej tylko jedną kreskę. Próbowałem zadzwonić ale nie udawało się. Po wybraniu numeru... zasięg polskiej sieci znikał. Męczyłem się kilka minut, klnąc w duchu na telefon i jego system operacyjny, w końcu zadecydowałem, że jadę do Bohukał, mając nadzieję, że miejsce nadal będzie dla mnie wolne.

Dojechałem z powrotem do sklepiku. Właściciel zdziwił się, że tak szybko obróciłem do Terespola i z powrotem. :-) Nocowałem w pokoju syna, trochę zagraconym różnymi przedmiotami, ale nie przeszkadzało mi to. Rowery zaś trzymaliśmy w garażu po drugiej stronie ulicy. Piszę w liczbie mnogiej, bowiem wśród klientów było sporo rowerzystów (aczkolwiek nie tylko).  Przed sklepem podszedł do mnie jeden mężczyzna i rozpoczął rozmowę na tematy rowerowe. Był bardzo rozmowny i z jednej strony zasypywał mnie pytaniami, z drugiej sam dużo opowiadał. Umówiliśmy się, że do rozmowy wrócimy później, ja zaś zająłem się rozpakowaniem, rowerem, a później sam doprowadziłem się do porządku (tzn. umyłem i przebrałem). Wieczorem ponownie spotkaliśmy się przy stole (tym razem był z żoną) i porozmawialiśmy trochę przy piwie. Każdy opowiedział swoje przygody. Oni swoje rowery pakowali na samochód i przemieszczali się między określonymi punktami, w których robili kilkudniowe postoje. W każdym takim miejscu zwiedzali rowerami  okoliczne tereny, na noc wracając do lokum. Po kilku dniach przemieszczali się samochodem kilkadziesiąt kilometrów dalej, by w nowym miejscu eksplorować kolejne tereny. Wcześniej, z większą grupą znajomych, byli na Ukrainie, gdzie jednemu z członków wyprawy pękła rama, dodatkowo ktoś miał problemy z kondycją. Po polskiej stronie się rozdzielili i już samotnie kontynuowali swoją przygodę. Dziwili się, że mi chce się samemu jeździć. Pijąc piwo i słuchając Dżemu z telefonu czas szybko mijał i trzeba było się w końcu udać spać.



Działo 76mm, Mordy
Działo 76mm, Mordy © jarbla

Działo ZIS 3, Mordy
Działo ZIS 3, Mordy © jarbla


Tablica w Mordach
Tablica w Mordach © jarbla


Kopiec
Kopiec © jarbla


Łódź sondażowa Ł-3 w Łosicach
Łódź sondażowa "Ł-3" w Łosicach © jarbla

Łódź sondażowa Ł-3
Łódź sondażowa "Ł-3" © jarbla


Łódź Ł-3
Łódź "Ł-3" © jarbla

Łosice
Łosice © jarbla

Łosice, pomnik
Łosice, pomnik © jarbla

Łosice
Łosice © jarbla


Województwo lubelskie
Województwo lubelskie © jarbla


Konstantynów
Konstantynów © jarbla


Konstantynów
Konstantynów © jarbla

Konstantynów
Konstantynów © jarbla

Pałac Siedlnickich w Konstantynowie z 1744 roku.
Pałac w Konstantynowie
Pałac w Konstantynowie © jarbla

Pałac w Konstantynowie
Pałac w Konstantynowie © jarbla

Pałac w Konstantynowie
Pałac w Konstantynowie © jarbla

Pałac w Konstantynowie
Pałac w Konstantynowie © jarbla


Jadów Podlaski
Jadów Podlaski © jarbla


Przystanek
Przystanek © jarbla

Afrykański pomór świń
Afrykański pomór świń © jarbla

Czołg na cokole w okolicach Terspola.
Pomnik T-34
Pomnik T-34 © jarbla


Pomnik T-34
Pomnik T-34 © jarbla


Pomnik T-34
Pomnik T-34 © jarbla



Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017


Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe

GreenVelo, etap II (1)

d a n e w y j a z d u 133.88 km 0.00 km teren 10:20 h Pr.śr.:12.96 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Niedziela, 13 sierpnia 2017 | dodano: 11.01.2018

Nastał czas aby dokończyć temat rozpoczęty przed rokiem, czyli przejechać drugą część GreenVelo i tym sposobem zaliczyć CAŁY szlak. :) Odsyłacze do wpisów z ubiegłorocznej wyprawy znajdują się na dole każdego nowego wpisu. W zeszłym roku wyruszyłem z okolic Warszawy w kierunku południowym do Końskich, gdzie zaczyna się omawiany szlak, a następnie wzdłuż wyznaczonej drogi, poprzez województwa Świętokrzyskie, Podkarpackie, Lubelskie, dotarłem do Terespola, w okolicach którego wypada środek GreenVelo. Podobnie jak w roku 2016, postanowiłem, że na start obecnego etapu dotrę rowerem.

Przed wyprawą nabawiłem się kontuzji lewego kolana, które doskwierało mi przez kilka miesięcy. Nie ukrywam, że był to mój główny obiekt trosk. Jednakże późniejszy rozwój wypadków okazał się zaskakujący, bowiem ze strony lewego kolana tylko na początku miałem lekki dyskomfort (który bardzo szybko zniknął), za to bardzo dużo bólu i cierpienia sprawiło mi prawe kolano, które wcześniej nie wykazywało żadnych oznak do niepokoju. Później spotkałem się  opinią, że to wszytko przez kilkomiesięczną pauzę od jazdy na rowerze i wyruszenie bez przygotowania. Może i taki był powód ...

A więc start!

W przypadku większych wypraw, pierwszego dnia przejazd wiedzie (na ogół) przez dobrze znane rejony. Przejeżdżając przez Radzymin zaskoczył mnie widok murala na ścianie mijanego budynku. Podczas mojej poprzedniej bytności w tym mieście nie było go. Trzeba przyznać, że prezentuje się okazale. Po minięciu Radzymina, przejechałem odcinek lokalnych dróg, przy których zlokalizowana jest duża baza paliw w Emilianowie (między Starym Kraszewem a Wolą Rasztowską). 

Następnie skierowałem się na drogą wojewódzką 636, na której zostałem wyprzedzony przez ponad setkę motocykli. Większość z nich miała polskie flagi i chorągiewki, ale było też kilka z rosyjskimi.  Przed Jadowem stał znak drogowy informujący o pracach budowlanych na moście oraz o objeździe tego miejsca. Wahałem się przez moment jak postąpić ale ostatecznie zignorowałem tę informację. Z jednej strony nie chciało mi się nadkładać drogi, z drugiej moje dotychczasowe doświadczenie podpowiadało, że przez takie miejsca zawsze uda się przecisnąć rowerem. No i najważniejsze: nie byłem w stanie umiejscowić w tym rejonie ani jednej większej rzeki. Prawdę powiedziawszy, z tą lokalizacją nie kojarzyła mi się żadna rzeka. Założyłem więc, że w najgorszym przypadku będę miał do czynienia z rowem, w którym płynie mały strumyk, a ja bez problemu go przeskoczę, natomiast rower przepchnę. Było dokładnie jak założyłem. Cały most nie miał dziesięciu metrów długości i bez problemu przejechałem po nim rowerem. Więcej. Mimo zakazów oraz usypania przez drogowców barykad z piachu, na początku i na końcu przeprawy, przejeżdżali przez ten obiekt kierowcy swoimi samochodami!

Przejechałem Jadów i ruszyłem przed siebie wiejskimi drogami. W pewnym momencie usłyszałem za sobą dźwięk dzwonka rowerowego. Po chwili drugi raz. A potem trzeci. W końcu zostałem dogoniony przez innego rowerzystę i okazał się, że był to mój znajomy, z którym kiedyś razem pracowaliśmy w tej samej firmie. Było to zaskakujące spotkanie. Przejechaliśmy razem kilka kilometrów i dyskutowaliśmy na różne tematy. Później się rozstaliśmy i każdy pojechał w swoją stronę.

Kilka dni przez moim wyjazdem przez Polskę przechodziły wichury, zwłaszcza we wschodniej Polsce. Do tego rejonu miałem jeszcze daleko ale, mimo to, po drodze widziałem kilka powalonych drzew, a w jednym miejscy pracownicy zakładu energetycznego naprawiali sieć, na którą runęły konary.

Dojechałem do  Węgrowca. Zaskoczony zostałem miłym potraktowaniem przez kierowców i to kilka razy, więc nie był to przypadek. Również samo miasto (a raczej ten fragment przez który przejeżdżałem) sprawiało pozytywne wrażenie. Zwracały uwagę inwestycje w infrastrukturę, takie jak drogi, ścieżki rowerowe ale również sporo nowych budynków. Gdy gościłem w tym mieście kilka lat temu nie zaobserwowałem tego.

Późnym popołudniem dotarłem do Siedlec, gdzie postanowiłem przenocować. Nie zależało mi na jakichś szczególnych miejscach, liczyło się aby był dach i możliwość wymycia. Korzystając z aplikacji Google Maps wybrałem trzy obiekty. Pierwszy odrzuciłem gdy tylko podjechałem pod adres, w drugim nie było wolnych miejsc, a w trzeciego w ogóle nie znalazłem. :) Ponieważ takie kręcenie, nie dość, że męczące, było trochę irytujące, zdecydowałem że jadę do najbliższego hotelu jaki pokazuje mi mapa. Jadąc w tym kierunku, natknąłem się na inny hotel i tam się skierowałem. 

Gdy załatwiałem w recepcji wszystkie sprawy podszedł do mnie serdecznie nastawiony mężczyzna. Wypytywał mnie ile przejechałem, dokąd zmierzam i tym podobne sprawy. Na prawdę był zaciekawiony moją osobą i tym jak jeżdżę. Na wszystkie pytania odpowiedziałem, na koniec uścisnął mi dłoń i odszedł. Gdy się umyłem zszedłem na dół i zamówiłem coś na kolację. Pani była niezadowolona, że tak późno przyszedłem ale przygotowała to co zamówiłem.

=====
Na koniec tego wpisu będzie mała uwaga na temat zdjęć. Wszystkie są tu wstawione poprzez photo.bikestats.eu. Zauważyłem, że niestety pogarsza on jakość przesłanych zdjęć, zwłaszcza poprzez ich rozjaśnianie, czasami w absurdalny sposób. Szczególnie widoczne jest to na zdjęciach z chmurami, dużymi jasnymi obiektami, takimi jak białe ściany. Na oryginalnym zdjęciu jakość jest dobra i widać wszystkie szczegóły, zaś na przesłanym giną one... W przyszłości postaram się znaleźć lepszą stronę do wstawiania zdjęć.
=====

Mural w Radzyminie
Mural w Radzyminie © jarbla


Obelisk w Jadowie
Obelisk w Jadowie © jarbla


Drewniane rzeźby w Jadowie
Drewniane rzeźby w Jadowie © jarbla

Poniżej przykład zdjęcia, którego jakość uległa znaczącemu pogorszeniu po przesłaniu na serwer.  
Kościół w Jadowie
Kościół w Jadowie © jarbla


Przydrożny krzyż
Przydrożny krzyż © jarbla

Katedra w Siedlcach. Byłem w tym mieście samochodem kilka miesięcy wcześniej. Wtedy ta świątynia nie zwróciła mojej uwagi, może w ogóle jej nie zauważyłem. Teraz, jadąc rowerem, była dominującym obiektem. Górowała nad miastem i była widoczna z daleka, niczym Pałac Kultury i Nauki nad Warszawą. Jednak perspektywa, z jakiej się patrzy na świat z poziomu siodełka rowerowego, jest zupełnie inna niż zza kierownicy samochodu.
Katedra w Siedlcach
Katedra w Siedlcach © jarbla



Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017



Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe

Rower

d a n e w y j a z d u 51.80 km 0.00 km teren 02:02 h Pr.śr.:25.48 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Girini
Środa, 28 grudnia 2016 | dodano: 28.12.2016



Rower

d a n e w y j a z d u 51.82 km 0.00 km teren 02:14 h Pr.śr.:23.20 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Girini
Poniedziałek, 19 grudnia 2016 | dodano: 28.12.2016



dom-praca-dom

d a n e w y j a z d u 44.84 km 0.00 km teren 02:23 h Pr.śr.:18.81 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Piątek, 25 listopada 2016 | dodano: 28.12.2016



dom-praca-dom

d a n e w y j a z d u 44.37 km 0.00 km teren 02:11 h Pr.śr.:20.32 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Czwartek, 24 listopada 2016 | dodano: 28.12.2016



dom-praca-dom+telefon

d a n e w y j a z d u 59.81 km 0.00 km teren 03:29 h Pr.śr.:17.17 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Środa, 23 listopada 2016 | dodano: 28.12.2016



dom-praca-dom

d a n e w y j a z d u 43.41 km 0.00 km teren 02:25 h Pr.śr.:17.96 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Wtorek, 22 listopada 2016 | dodano: 28.12.2016



Rower

d a n e w y j a z d u 48.69 km 0.00 km teren 02:29 h Pr.śr.:19.61 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Niedziela, 20 listopada 2016 | dodano: 28.12.2016