GreenVelo, etap II (7)
d a n e w y j a z d u
98.57 km
35.00 km teren
07:04 h
Pr.śr.:13.95 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Wstałem wcześnie rano i zacząłem się pakować. Na całym polu namiotowym byłem jedyną osobą na nogach - wszyscy inni spali. :-) Zajęło mi to około godziny i wyruszyłem w drogę. Próbowałem dostać się do szlaku. Jadąc leśną ścieżką natknąłem się w środku lasu na kilka prac artystycznych (zdjęcia poniżej). Po jakimś czasie udało mi się odnaleźć miejsce w którym zjechałem i rozpocząłem dalsze zdobywanie Green Velo.
Na tym etapie przedzierałem się przez luźne szutry, później dotarłem do drogi, wzdłuż której poprowadzona była droga rowerowa z utwardzoną nawierzchnią. Niedługo później dotarłem do kolejnej śluzy zlokalizowanej na Kanale Augustowskim: Śluzy Paniewo. Jest ona wyjątkowa, bowiem jako jedyna na polskim odcinku kanału, jest śluzą dwukomorową.
Następnym godnym odnotowania obiektem, była kolejna śluza w miejscowości Mikaszówka. Był to ostatni element Kanału Augustowskiego na trasie Green Velo. Szlak w tym miejscu odłączał się zarówno od kanału jak i drogi, skręcał w stronę pobliskiego kompleksu leśnego. Stan dróg był chwilami bardzo wymagający, bowiem szutrowe drogi potrafiły przechodzić w kopny piach. Również mijane MOR-y nie zachęcały do postojów: całe byłe pokryte gigantyczną warstwą kurzu. Na ławkach chyba nikt nie siedział od co najmniej kilku miesięcy...
Dojechałem do Czarnej Hańczy, którą pokonywało sporo osób na kajakach. Również ruch na drodze biegnącej wzdłuż rzeki się zwiększył. Następnie przez wiele kilometrów pokonywałem lasy, rzadziej łąki i pola. Nie ukrywam, że nieutwardzona nawierzchni już mi się przejadła i z utęsknieniem czekałem na jakiś asfaltowy fragment. Mijani rowerzyści pytali się mnie jakiej nawierzchni się spodziewać. Odpowiadałem zgodnie z prawdą, że aż do Śluzy Mikaszówka będą drogi nieutwardzone, a w lasach mogą zdarzyć się piachy. Nie byli zadowolenia z takiej odpowiedzi.
Wreszcie wjechałem na normalną szosę i w pierwszym napotkanym MOR-ze, w miejscowości Tartaczysko, zrobiłem krótki postój. Zaatakował mnie tam osa. Najpierw latała w większej odległości ode mnie lub penetrowała sakwy. Później zainteresowała się moją osobą i tym co trzymam w ręku. Robiła się coraz bardziej natarczywa. Po chwili pojawiła się druga i rozpoczęły atakować mnie zespołowo. Pośpiesznie się spakowałem i uciekłem z nieprzyjaznego miejsca.
Kolejnym godnym odnotowania obszarem był Wigierski Park Narodowy. Był to trzeci park narodowy przez który przejeżdżałem w ciągu ostatnich trzech dni!
Przejechałem przez Suwałki, z których zapamiętałem potężną kolejkę samochodów ciężarowych. Za miastem zatrzymałem się w MOR-ze. Gdy usiadłem na ławce użądliła mnie w tyłek osa, której nie zauważyłem. To było bardzo bolesne użądlenie. Klnąc podskakiwałem z bólu. Dwójka rowerzystów (ale bez sakw), około pięćdziesięcioletnich, siedzących w tym czasie na ławce, musiała patrzeć na mnie jak na wariata. :-) Ból spowodowany użądleniem jakoś powoli ustępował. W tym czasie z przeciwnego kierunku nadjechała para sakwiarzy. Tradycyjnie wymienialiśmy się informacjami o trasie. Interesowało ich czy mają się liczyć z dużymi wzniesieniami. Rozwiałem ich obawy, mówiąc, że teren jest w miarę płaski, może jedno większe wzniesienie będzie po drodze. Oni przestrzegali, że niedługo rozpoczną się dla mnie duże wzniesienia, na co odpowiedziałem, że skoro przejechałem z sakwami całe Podkarpacie, to dam sobie radę z podlaskimi wzniesieniami. Ostrzegali również, że po wyjechaniu z Podlaskiego wjedzie się w turystyczną pustynię a po drodze nie będzie żadnych miejsc z noclegami. W województwie podlaskim problemów z noclegami nie było. W praktyce całe to województwo można bezproblemowo przejechać bez namiotu, znajdując w regularnych odstępach miejsca noclegowe.
Ruszyłem w drogę i rzeczywiście niedługo potem zaczęły się spore przewyższenia. Widok nie widziany już od kilkuset kilometrów. I tu ciekawostka: cały czas miałem problemy z kolanem ale gdy wjeżdżałem pod górę, ból był wyraźnie mniejszy, niż gdy jechałem po płaskiej nawierzchni. Ogólnie dolegliwości nogi zmniejszały się z każdym kilometrem i wszystko wskazywało na to, że najgorsze chwile miałem już za sobą.
Minąłem kolejne z miejsc oferujących nocleg. Przez chwilę zastanawiałem się czy już nie zakończyć podróży w tym dniu ale ostatecznie postanowiłem dokręcić jeszcze trochę kilometrów, tym bardziej, ze pokonywanie kolejnych wzniesień szło całkiem sprawnie. Niedługo później pogoda załamała się. Znajdowałem się wtedy na odludziu mijając co jakiś czas pojedyncze domki. Zapamiętałem, że jeden z nich oferował noclegi. Ja jechałem dalej. Gdy wjechałem na szczyt kolejnego wzniesienia ujrzałem ścianę czarnych chmur, do tego wiał już solidny wiatr, a co jakiś czas grzmiało i błyskało. Niedługo później zaczęło kropić. Stwierdziłem, że to już najlepszy moment na zakończenie pedałowania. Obróciłem rower o 180 stopni i ruszyłem w stronę obiektu oferującego noclegi, a który kilka chwil wcześniej mijałem.
Właściciel początkowo był niechętny, bo z jedną nocą to więcej zamieszania niż to warte ale ostatecznie dobiliśmy targu. Miał wielkiego białego psa, który najchętniej leżał w przejściu i trzeba było przechodzić nad nim. Ale gdy zaczęły się grzmoty uciekał do środka budynku i nie było siły aby go z niego wygonić. :-)
Porozmawiałem chwilę z panią, którą początkowo wziąłem za żonę właściciela, a była to mieszkanka Warszawy spędzająca w tym miejscu urlop. Była zdenerwowana na wszystkie rządy, które do tej pory zaniedbywały wschodnią Polskę i nie inwestowały w te tereny. Była zdziwiona, że jeżdżę sam, nie jestem ubezpieczony i nie należę do żadnej organizacji. Ona jeździła autostopem po całej Polsce od wieku 17 lat. Nosiła wtedy długie włosy zaplecione w warkocze i nie bała się takiej formy podróżowania, bowiem należała do PTTK-u. Już sama przynależność do tej organizacji dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Jedynie unikała samochodów ciężarowych wożących materiały na budowy, bowiem miała o kierowcach tych pojazdów nie najlepsze zdanie.
Niedługo potem dojechał młody chłopak, również szukający schronienia przed deszczem. On w swoją podróż wyruszył z Tarnobrzega. Następnego dnia postanowił zostać dzień dłużej, i obejrzeć pobliską kapliczkę lub świątynię. Ja tymczasem zjadłem całe swoje nikłe zapasy żywności. W pobliżu nie było żadnego sklepu, zresztą padał ciągle deszcz.
Rzeźba w lesie © jarbla
Rzeźba w puszczy © jarbla
Rzeźba w lesie © jarbla
Green Velo © jarbla
Jezioro Paniewo.
Green Velo © jarbla
Jezioro Paniewo.
Green Velo, Paniewo © jarbla
Green Velo, Paniewo © jarbla
Śluza Paniewo © jarbla
Śluza Paniewo © jarbla
Kanał Augustowski © jarbla
Kolejna śluza.
Śluza Mikaszówka © jarbla
Śluza Mikaszówka © jarbla
Śluza Mikaszówka © jarbla
Green Velo, Tartaczysko © jarbla
Green Velo, Suwałki © jarbla
Green Velo, Suwałki © jarbla
Green Velo, Suwałki © jarbla
Północne Podlasie.
Green Velo © jarbla
Idzie burza. Pb rozjaśnił barwę chmur, przez co obraz na zdjęciu nie oddaje rzeczywistej ówczesnej pogody.
Green Velo © jarbla
Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017
Kategoria Sakwy, Szlaki rowerowe