jarbla prowadzi tutaj blog rowerowy

jarbla

GreenVelo, etap II (8)

d a n e w y j a z d u 86.98 km 35.00 km teren 06:59 h Pr.śr.:12.46 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Unibike Zethos
Niedziela, 20 sierpnia 2017 | dodano: 12.01.2018

Rano udało mi się zamówić u gospodarza jajecznicę - całe szczęście, bo podróż rozpocząłbym o głodzie. Porozmawiałem również trochę z panią z Warszawy i zacząłem się przygotowywać do wyjazdu. Robiłem to bez przekonania. Znałem prognozy pogody na najbliższe dni. Również właściciel przestrzegał przed deszczami. Rozważałem to wszystko ale ostatecznie podjąłem decyzję, że jadę.

Pogoda się przebudowała, było pochmurno i zimno. Ale gdy wyruszyłem niedługo później napotkałem sakwiarza jadącego z naprzeciwka. Pomyślałem, że skoro inni jadą to podjąłem dobrą decyzję.

Jechałem więc dalej. Bardzo szybko zaczęło kropić. Deszcz na początku był bardzo drobny, jednak z biegiem czasu nasilał się. Towarzyszył mi w zasadzie przez cały dzień z różną intensywnością. Czasami przedzielany krótkimi chwilami bez opadów.

Po drodze zajechałem nad jezioro Stara Hańcza a później dotarłem do trójstyku granic Polski, Litwy i Rosji. Prawdę powiedziawszy to zatrzymałem się w MOR-ze o takiej nazwie. Do właściwego trójstyku trzeba było przebyć jeszcze kilkaset metrów ale z powodu lejącej się wody na głowę nie miałem na to ochoty. Dotarcie do tego punktu oznaczało również przebycie całego województwa podlaskiego i rozpoczęcie zdobywania województwa warmińsko-mazurskiego. Od Końskich dzieliło mnie 1496 km a do końca szlaku w Elblągu (zgodnie z opisem na betonowej ławeczce) pozostało 393km.

Może to był efekt nie najciekawszej pogody ale nowe województwo nie wydało mi się ciekawe. Przez pierwsze 16km było nudno i monotonnie. Również nawierzchnia dróg po których się jechało czasami odbiegała swą jakością od dotychczasowych standardów. Ciekawy byłem stylu architektonicznego w jakim będą stawiane wiaty, bowiem każde województwo miało charakterystyczny tylko dla siebie styl. Pierwszym ciekawym miejscem były Mosty w Stańczykach. W ogóle było to pierwsze miejsce, w którym mogłem kupić coś do zjedzenia. W małej budce zamówiłem dwie zapiekanki oraz wziąłem coś do picia. Niestety napoje były tylko z lodówki ale nie mając nic innego do wyboru wziąłem takie...

Ruszyłem w dalszą drogę i po kilkuset metrach dotarłem do zajazdu, przed którym stały m. in. dwa rowery z sakwami. Było mi zimno i do tego zmoczony, więc miałem już dość jazdy na dzisiaj. Niestety nie było wolnych miejsc noclegowych a ponieważ w brzuchu miałem dopiero co zjedzone dwie zapiekanki nie zamówiłem nic do jedzenia i ruszyłem w dalszą drogę.

Jako punkt docelowy na ten dzień wybrałem Gołdap. Tymczasem rozpadało się na dobre. Jazda do Jeziora Przerośl przebiegała w miarę sprawnie, po dobrej asfaltowej drodze rowerowej. Później szlak odbił w lewo i dalsza droga prowadziła drogami przez pola. Czasami były to szutrówki, czasami polne drogi wyjeżdżone przez pojazdy. Z tego fragmentu pamiętam bardzo stromy podjazd , do tego z ogromnymi, rozjeżdżony przez maszyny rolnicze, koleinami. Miałem satysfakcję, że udało mi się go pokonać bez zsiadania z roweru. :-]

Tego dnia napotkałem małżeństwo z około dziesięcioletnim synem. Zatrzymali mnie i chwilkę porozmawialiśmy. Oni ze swej strony polecali kolejne mosty w środku lasu. Wprawdzie nie były tak okazałe jak w Stańczykach ale w ich ocenie również sprawiały niesamowite wrażenie. Według ich relacji jechało się leśną dróżką i w miejscu całkowicie nieoczekiwanym natrafiało na tak efektowne budowle. To co opowiadali było ciekawe, ja jednak postanowiłem dotrzeć jak najszybciej go Gołdapi. Oczywiście trzymając się szlaku.

Dwa razy skorzystałem z Toi Toiów i powiedziałem sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię. Wprawdzie nie miałem potrzeby załatwiania grubszej sprawy ale stwierdziłem, że sikał będę tylko pod krzaczkami. W toaletach zawartość nie tylko wypełniała cały zbiornik ale tworzyła efektowny kopiec ponad deskę... Jestem pełen podziwu dla ostatnich korzystających z tych ustępów...

Jechałem dalej przez bezdroża. Za jeziorem Czarne zgubiłem szlak. Dosyć późno zorientowałem się, że coś jest nie tak i przebyłem dosyć dużo kilometrów zanim wróciłem na właściwą drogę. Co ciekawe skręt był dobrze oznaczony, a to ja musiałem popaść w jakąś zadumę i jechałem przed siebie bezrefleksyjnie...

Przed samą Gołdapią pokonałem las, który idealnie nadawał by się na wymagającą jazdę rowerem górskim. Pamiętam, że na mokrej nawierzchni miałem lekkie problemy na swoim rowerze z sakwami. Jedyną osobą jaką w nim spotkałem, był cyklista właśnie na rowerze MTB, dla którego (podobnie jak i dla mnie) padający deszcz nie stanowił przeszkody w pedałowaniu.

Przed samą Gołdapią szlak wreszcie prowadził utwardzonymi drogami. Przed samym miastem zobaczyłem wielki szyld z informacją o noclegach, a na nim logo Green Velo. Ucieszył mnie ten widok, bowiem zapowiadało się, że jest to miejsce nastawione właśnie na rowerzystów. Zrobiłem zdjęcie, tak aby mieć numer telefonu, i pojechałem w kierunku wskazywanym przez strzałkę. Ponieważ nie znalazłem budynku, więc postanowiłem zadzwonić. W telefonie usłyszałem, że nie ma miejsc, a poza tym nie wynajmuje dla jednej osoby na jedną noc. W takim razie dlaczego używa logo Green Velo na swoim szyldzie, skoro prawie wszyscy sakwiarze jadący tą trasą potrzebują noclegu na jedną noc? Coś myślę, że "przedsiębiorczy" właściciel wykorzystuje logo bez wiedzy wytyczającego szlak. Ale to tylko moje przypuszczenie.

Na szczęście innych miejsc do wynajęcia było dużo. W ośrodku, w którym miałem nocować, przebywała dwójka małych dziewczynek, które pierwotnie miały spędzać wakacje z rodzicami na Mazurach. Ponieważ mad jeziorami codziennie padał deszcz, rodzice przerwali pobyt, a dzieciaki podrzucili dziadkom. Pan z recepcji powiedział, że sklepy są już zamknięte ale mogę zamówić sobie kababa, którego dowiozą na miejsce. Kebabów nie lubię ale wtedy zamówiłem dwa dla siebie. Ponadto usłyszałem przestrogi przed korzystaniem z telefonu. Podobno Rosjanie tuż przy granicy ustawili maszty z nadajnikami bardzo dużej mocy, w efekcie nawet w sporej odległości od granicy telefony przerzucają się na rosyjski sygnał. Co oczywiście później drogo kosztuje.

W pokoju rozwiesiłem mokre ubranie aby przeschło przez noc.


Green Velo
Green Velo © jarbla

Zimno, deszcz się nasila ale są tacy co jadą dalej.
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Jezioro Stara Hańcza.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

MOR na trójstyku granic.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla

Warmińsko-Mazurskie.
Green Velo
Green Velo © jarbla

Pierwszy MOR na terenie nowego województwa.



Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Mosty w Stańczykach.
Green Velo
Green Velo © jarbla



Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla

Leje na całego ale do Gołdapi już niedaleko, mniej niż 30km. Niestety, później pomyliłem drogę i do celu dojechałem później niż planowałem...
Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla

Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla


Green Velo
Green Velo © jarbla







Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017



Kategoria Sakwy, Szlaki rowerowe


komentarze
zarazek
| 11:37 poniedziałek, 15 stycznia 2018 | linkuj W Bieszczadach to głównie wysiedlano (przymusowo) wsie. A wieś Golubie ludzie po prostu stopniowo opuścili ze względów opisanych w zalinkowanym opracownaniu.
jarbla
| 10:57 poniedziałek, 15 stycznia 2018 | linkuj Na pogodę wpływu nie mamy i faktem jest, że tego dnia mniej się rozglądałem po okolicy a bardziej patrzyłem na drogę.
Lepiej by było, gdyby Green Velo zahaczał, może o mniejsze, ale za to darmowe wiadukty. W Stańczykach za zwiedzanie trzeba płacić. No i ludzi więcej.
Z opuszczoną wsią ciekawa sprawa, poczytam sobie. W Bieszczadach miałem okazję odwiedzić kilka opuszczonych wsi i cmentarzy.
zarazek
| 08:30 poniedziałek, 15 stycznia 2018 | linkuj Pechowo, że moim zdaniem najładniejsze rejony położone na tym całym Green Velo (Suwalszczyzna) przyszło ci pokonywać w padającym deszczu i chłodzie. Przejechałeś za to przez magiczną okolicę Golubia - wsi której nie ma - choć nie wspominasz o tym. A te mniej komercyjne (od Stańczyków) wiadukty też mają swój klimat i fajnie je poeksplorować.

http://www.parkikrajobrazowewarmiimazur.pl/puszczyrominckiej/upload/browser/golubie wieś której nie ma.pdf
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa glebo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]