GreenVelo, etap II (6)
d a n e w y j a z d u
103.66 km
35.00 km teren
06:33 h
Pr.śr.:15.83 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Zethos
Dla mnie ten dzień rozpoczął się fatalnie z powodu koszmarnego bólu kolana. Miałem problemy już nie tylko z jazdą ale z samym chodzeniem i lekko kuśtykałem. Wyruszyliśmy stosunkowo wcześnie. O ile do wcześniej jechałem wolno, to teraz moje tempo było bardzo wolne. Zaproponowałem Adamowi żebyśmy się rozdzielili i każdy jechał swoim rytmem ale on postanowił pozostać ze mną.
Rozpoczęliśmy podróż z gospodarstwa rolnego, w którym nocowaliśmy. Jechaliśmy szosą, która przez wiele kilometrów ciągnęła się wśród drzew. Minęliśmy dwa MOR-y, które znajdowały się w odległości mniejszej niż jeden kilometr od siebie. Zaliczyliśmy też wieżę widokową, z której (według Adama) nic ciekawego nie było widać. Ot zieleń, drzewa i krzewy. Przy drodze ustawionych było wiele znaków ostrzegających przed skutkami zderzenia z łosiami. Na tej leśnej alei napotkaliśmy wielu rowerzystów, również sakwiarzy w grupach. W dniu wczorajszym oceniając sytuację z map, zakładaliśmy, że nie znajdziemy na trasie noclegów, bowiem ten wielokilometrowy fragment był niezamieszkały. Okazało się, że, mimo to, po drodze były dwa miejsca, w których stały samotne budynki z możliwością noclegu.
Opuściliśmy wielokilometrową leśną aleję i w najbliższym miasteczku zrobiliśmy zakupy. Później szlak był prowadzony w różny sposób ale bywały odcinki DDR z asfaltową nawierzchnią. Żartowaliśmy, że drogi rowerowe są w o wiele lepszym stanie niż te dla samochodów.
Dotarliśmy do Goniądza, gdzie pierwszy raz ujrzałem Biebrzę. Podbudowani sukcesem ze zdobytymi mapkami w Narwiańskim Parku Narodowym, udaliśmy się z takim samym zamiarem do punktu informacji turystycznej. Tym razem nam się nie udało, bowiem punkt był zamknięty. Zapewne z powodu urlopu pracownika.... W środku sezonu turystycznego... Podjechaliśmy na pobliski taras widokowy, na którym grupka osób, obserwowała ptaki, pod opieką chyba dwójki pracowników Biebrzańskiego Parku Narodowego. Prawie wszyscy z lornetkami. Chwilami był to komiczny widok, gdy pracownica rzucając jakby od niechcenia okiem w określonym kierunku, mówiła coś w następującym stylu: "na wprost i trochę na lewo widzą państwo..." (i tu padała nazwa ptaka), "na lewo jest grupka osobników... "(i tu padała nazwa gatunku), "Tam dalej są...". Ludzie przeczesywali teren przez swoje lornetki ale bezskutecznie. Po kilku "Nie ma", "Nie widzę", "Gdzie dokładnie" pracownica parku dokładnie tłumaczyła, kierując wzrok obserwatorów najpierw na mały samotny budyneczek, potem na sąsiednie drzewo, następnie na jakąś kępę krzaków i tak dalej. Przy takich wskazówkach to i ja widziałem ptaki, choć lornetki nie miałem. :-)
W okolicach Biebrzy naszą uwagę zwróciła tablica Green Velo z informacją, że mamy do czynienia z MPR-em. Zatrzymaliśmy się i zadzwoniliśmy dzwonkiem przy furtce. Do pani, która wyszła w naszą stronę, zwróciliśmy się z pytaniem, czy możemy otrzymać mapki najbliższej okolicy. Pani mapki miała ale w sąsiednim budynku, który wynajęła letnikom, a ci gdzieś wyjechali zabierając ze sobą jedyne klucze. Pani poszła jeszcze do swojego domku i udało się jej znaleźć jedną mapkę. Dobre i tyle.
Później dominowały szutry, Adamowi się nie podobały, wolałby skrócić drogę ale mimo to przejechaliśmy wszystko zgodnie z wytyczonym szlakiem. Raz się przybliżaliśmy, raz oddalaliśmy od Biebrzy, jadąc mało ciekawymi szutrówkami wśród pól.
Jadąc wzdłuż brzegu Biebrzy przecinaliśmy następnie park narodowy. Patrząc na rzekę ciężko mi było wyobrazić sobie, że kiedyś mógł ją przepłynąć jakikolwiek statek. Ponoć za komuny jakieś barki i pogłębiarki dla Żeglugi Augustowskiej przepłynęły tym szlakiem. Pewnie były to jednostkowe przykłady, a budowany Kanał Augustowski nigdy nie wszedł do użytku w pierwotnie przewidzianym charakterze. Za to wiem, że tą rzeką regularnie spławiano drewno. Ale to dawne dzieje.
Patrząc na Biebrzę na terenie parku narodowego wydawało się, że nie ma ona skarp, a woda jest na poziomie gruntu. Zaskoczeniem były wielkie kałuże na drodze. Ponieważ na prawo od drogi znajdowała się rzeka, na lewo zieleń, na ogół podtopiona, pokonanie ich sprawiało czasem trochę problemów. Zdarzyło się, że Adam ze swoja przyczepką nie był w stanie przejechać po przesiąkniętym terenie i zmuszony był do prowadzenia roweru. Gdy robiłem mu zdjęcia, powiedział, że na pewno zamieszczę je w necie, z krytyką jaki to szlak jest ciężki. Odpowiedziałem, że nie wykluczone, że zdjęcia wylądują na Green Failo (co oczywiście było żartem). :-)
Jechaliśmy szutrówką wzdłuż Biebrzy, na drodze wymijaliśmy sporą liczbę turystów. Na samej rzece co jakiś czas mijaliśmy ludzi spływających na tratwach z małymi domkami. Wreszcie dotarliśmy do pierwszej śluzy Kanału Augustowskiego, którą była Śluza Dębowo. Objechaliśmy obiekt hydrotechniczny i ruszyliśmy dalej do miejsca w którym od Green Velo odbijają trzy szlaki w stronę Wizny i Raczek. W tym miejscu nasze drogi się rozeszły. Adam odbił w stronę wspomnianych miejscowości, bowiem chciał dotrzeć do konkretnego rezerwatu, ja zaś, trzymając się GV, pojechałem w stronę Augustowa. Mój dotychczasowy towarzysz krytycznie wypowiadał się o sposobie poprowadzenia trasy Green Velo, twierdząc, że jadąc nią dalej niewiele ciekawego się zobaczy. Nie mógł również zrozumieć, dlaczego został on poprowadzony północą przez pola, gdy tuż obok, jest pełno wspaniałych jezior i innych atrakcji. Z tych tez powodów nie miał najmniejszej ochoty dalej jechać Green Velo, a w jego ocenie za Augustowem będzie niewiele ciekawego do oglądania. Przed rozstaniem zapisał sobie, gdzie szukać moich zapisów na bikestats oraz na endomondo. Mając na uwadze, że wpisy robię po wielu miesiącach, pewnie już tego nie przeczyta. :-)
Znowu jechałem sam, swoim wolnym rytmem. Noga dalej bolała ale miałem wrażenie, że jest trochę lepiej niż rano. Dotarłem do drogi krajowej numer 8, po przekroczeniu której wjeżdżało się na leśne szutry. Nie chciałem nocować w Augustowie. Wcześniej sprawdziłem, że niedaleko stąd położone jest pole kempingowe i to właśnie ten obiekt wybrałem sobie jako cel dzisiejszego etapu.
Odnalezienie pola namiotowego nie było takie łatwe jak zakładałem. W końcu dotarłem do leśnego pubu z ogródkiem piwnym i zapytałem panią za ladą o drogę. Kazała przejechać przez ogródek piwny i później leśną drogą w stronę jeziora. Droga wydała się podejrzana i budziła obawy czy w ogóle dam radę swoim rowerem ją przebrnąć ale jakoś dotarłem do celu. Samo pole namiotowe ciągnęło się na długości kilkuset metrów, wzdłuż brzegu Jeziora Studzienicznego. Przejechałem wzdłuż cały obiekt chcąc zapłacić ale nie natrafiłem na nikogo z obsługi. Jedynie na tablicę z cennikiem. Wobec powyższego znalazłem sobie jakieś ustronne miejsce w którym rozbiłem namiot i rozpakowałem się. Następnie poszedłem kąpać się w jeziorze. Cały jeden pomost (fakt, że lekko zdezelowany) miałem tylko dla siebie. Gdy rozgrzany wchodziłem do wody, to na początku wydawała się zimna. Uczucie to szybko znikło i wkrótce byłem cały zanurzony w wodzie. Leżałem sobie tak w wodzie około godziny.
Schłodzony i orzeźwiony robiłem sobie posiłek, gdy podeszły dwie panie. Jedną z nich okazała się osoba zza lady, która wskazała mi drogę. Panie pobierały opłatę za korzystanie z pola namiotowego. Mnie za jednodobowy nocleg skasowały na 9zł.
Zaczynał się półmrok. Ja wyszedłem jeszcze na pomost zrobić jakieś zdjęcie, gdy samochodem wrócili mieszkańcy sąsiedniej przyczepy kempingowej. Do zdezelowanego pomostu podeszła dwudzuestokilkuletnia dziewczyna pytając czy nie będzie przeszkadzać, gdy zapali papierosa. Okazało się, że przyjeżdża w to miejsce od ZAWSZE, każde wakacje od urodzenia spędzając z rodzicami na tym polu namiotowym. Kiedyś nocowała u siebie jakąś dziewczynę, która też jechała Green Velo ale w przeciwnym kierunku.
Poszedłem spać do namiotu. dookoła leciała głośna muzyka z kilku źródeł, słychać było wrzaski dzieci i dorosłych. Ja zasypiałem.
Taras widokowy obok leśnej alei.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green velo © jarbla
Green velo © jarbla
Green velo © jarbla
Wylądowała ważka i przejechała ze mną kilka kilometrów.
Ważka © jarbla
Goniądz © jarbla
Goniądz, Biebrza © jarbla
Goniądz © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo, Biebrza © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Biebrza © jarbla
Kanał Augustowski, śluza Dębowo.
Green Velo, Śluza, Kanał Augustowski © jarbla
Green Velo, Śluza, Kanał Augustowski © jarbla
Green Velo, Śluza, Kanał Augustowski © jarbla
Na rozwidleniu szlaków rozdzieliłem się z Adamem.
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
W tle jezioro Sajno.
Green Velo © jarbla
Na zdjęciach poniżej Jezioro Studzieniczne.
Jezioro © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo © jarbla
Green Velo, jezioro © jarbla
Dzień 1/2016
Dzień 2/2016
Dzień 3/2016
Dzień 4/2016
Dzień 5/2016
Dzień 6/2016
Dzień 7/2016
Dzień 8/2016
Dzień 9/2016
Dzień 1/2017
Dzień 2/2017
Dzień 3/2017
Dzień 4/2017
Dzień 5/2017
Dzień 6/2017
Dzień 7/2017
Dzień 8/2017
Dzień 9/2017
Dzień 10/2017
Dzień 11/2017
Dzień 12/2017
Kategoria Ponad 100km jednego dnia, Sakwy, Szlaki rowerowe